Listy 25 listopada 2018
List o. Symeona - Bimbo, RCA

Kochani, pozwólcie, że w niedzielne popołudnie dosiądę się do Waszego stołu i wypiję z Wami kawę, gawędząc nieco o tym co się u nas, w RCA, dzieje.

Za godzinkę rozpoczynam kolejne spotkanie z kandydatami. Dziś będziemy mówić o spowiedzi. Mam już przygotowaną prezentację multimedialną więc spokojnie zrobiłem sobie kawę i zaczynam pisać. W ostatnim tygodniu spotkałem się z dwoma z nich indywidualnie. Takie spotkania są konieczne i najbardziej skuteczne w rozeznaniu. Ale wymagają też więcej pracy z mojej strony: uwagi, refleksji, rozeznania. Takie spotkania mają na celu lepsze poznanie kandydata. Proszę ich wówczas by mi opowiedzieli o swojej rodzinie: o swoich rodzicach, relacjach między nimi oraz kandydata z nimi. Chcę poznać także ich rodzeństwo: kim są, czym się zajmują, jaki mają ze sobą kontakt. Staramy się też sięgnąć daleko w przeszłość aby znaleźć kilka znaczących wydarzeń z ich życia. Czasem są to jakieś relacje, spotkania. Innym razem dotyczy to wydarzeń – wojny, śmierci, przeprowadzek. Zadaję też sobie trud, by poznać ich staż edukacji. W końcu przechodzimy do zagadnienia ich powołania. Kiedy pojawiły się pierwsze znaki, jakie były pierwsze pragnienia i marzenia. Staramy się też zweryfikować czy pragnienia znalazły przełożenie w decyzjach – wybór szkoły (Niższe Seminarium Duchowne np.), przynależność do grup parafialnych, kierownictwo duchowe, życie sakramentalne… W dalszym stadium zajmiemy się także nieco samopoznaniem – osobowość, temperament, zalety, wady…

Dniem tych ostatnich spotkań był czwartek. Z jednym rozmawiałem przedpołudniem, z drugim popołudniu. Obaj wydawali mi się dotychczas dość mocnymi kandydatami. Ale spotkania zasiały we mnie wiele wątpliwości. Pierwszy skrywał wiele prawdy. Nie powiem żeby kłamał, ale „nie chciał mówić”. A dotyczyło to spraw bardzo istotnych, bo jego odejścia do Spirytynów. Po rozmowie z przełożonym u Spirytynów okazało się bowiem, że ów kandydat nie zrezygnował sam z siebie, ale został odesłany. Przyznacie, że to robi różnicę ; ) Także i powód był nie błahy, bo dotyczył jakiejś bójki między postulantami. Zdarza się każdemu. To co nas jednak niepokoi to skrywanie prawdy. Cóż, zobaczymy.

Drugi kandydat był dużo bardziej szczery. Gdy doszliśmy do tematu powołania, rozeznaliśmy, że od dawna chciał być kapłanem. Nasuwało się więc jasne pytanie – dlaczego chce być kapłanem zakonnym? Nie wiedział. Dlaczego chce być u Braci Mniejszych? Nie wiedział. Jego znajomość francuskiego też pozostawiała wiele do życzenia. Pytam więc siebie jak z nim postąpić…? I nie wiem.

Pozytywnym aspektem w tych dwóch przypadkach jest fakt, że choć chłopcy ci mają już matury, przestawili mi plan na ten rok: jeden chce kontynuować studia na uniwersytecie, które przerwał przed dwoma laty, a drugi pragnie odbyć kurs francuskiego w Alliance Française.

Tego samego dnia, w południe przyszedł jeden chłopak przedstawiając się jako aspirant. Zamieniliśmy kilka słów. Pytam więc, co go do nas przyciągnęło. Łamaną francuszczyzną próbował mi wytłumaczyć, że to „ta wspólnota”, że „posłuszeństwo”, że „życie wspólne”… Chciałem wydobyć cóż znaczy w jego ustach sformułowanie „ta wspólnota”. W końcu dopytałem „jaka wspólnota”. Ostatecznie już bardzo bezpośrednio: „co to za wspólnota, kim jesteśmy”…? W skutek braku odpowiedzi pożegnaliśmy się bardzo szybko.

Większość młodych nie wie czego chce. Ich motywacje rzadko są chrześcijańskie, a już prawie że wcale franciszkańskie… Jest w tym także nasza wina. Nie jesteśmy znani. Zdaję sobie sprawę że dużo częściej powinniśmy wychodzić z inicjatywą Mszy w parafiach w Bangui, by dać się poznać.

W domu solidnie zaś pracujemy z postulantami. Kontynuuję dwutygodniowe spotkania na temat savoir vivre. Przed tygodniem przeprowadziłem też rozmowy osobiste z każdym z nich. Powiem szczerze że mi to ciąży. Jakoś nie czuję się w kompetencjach, by ich wielce formować. Ograniczam się w zasadzie do słuchania. Pytam o to, o tamto, staram się zainteresować ich punktem widzenia. W codzienności wiele drobiazgów mnie irytuje. Mam ochotę zwracać uwagę, poprawiać. Ocenę utrudnia także fakt, że jestem sam w formacji. Brat Remo rzadko bywa w domu. I choć nie raz ma cenne uwagi, zdaję sobie sprawę, że opierają się one na szczątkowych obserwacjach. Nieraz łatwo daję się im zwieść zamiast samemu postarać się o obiektywny osąd.

Nie wiem czy już to gdzieś kiedyś napisałem… Jest prawdą, że w moim wieku mógłbym już być śmiało tatą. Mieć swoje szkraby i nimi się zajmować. We wspólnocie Braci Mniejszych jestem formatorem. Jestem tatą dla tych, którzy przychodzą. Problem w tym że moje „dzieci” szybko dorosły i przyszło mi formować prawie, że rówieśników… rocznik ’90… ’94… ’96… Mało kto ma synów 10 lat młodszych :P  A to przysparza sporo kłopotów. Chwała, że mam nad sobą Ojca, a ja jestem narzędziem w Jego ręku.

Ostatnią niedzielą rozpoczęliśmy Tydzień ubogich. Tak się złożyło że w niedzielę sprawowałem Eucharystię w kościele parafialnym św. Antoniego w Bimbo. Głosiłem też Słowo Boże. Dzień wcześniej, po zakończonych kręgach biblijnych w naszej wspólnocie, powzięliśmy inicjatywę większego zaangażowania na rzecz ubogich w zbliżającym się tygodniu. Nie wydawaliśmy posiłku a nie zapraszaliśmy ich do siebie. Wyszliśmy natomiast do nich. Co niedzielę nasi młodzi bracia odwiedzają poszczególnych ubogich na terenie parafii. Tym razem jednak chcieliśmy zintensyfikować nasz apostolat.  W niedzielę i poniedziałek bracia zrobili mały rekonesans. Zorientowali się w tym co komu trzeba i po wtorkowych zakupach kontynuowaliśmy wizyty u chorych i ubogich każdego dnia tego tygodnia w zależności od możliwości poszczególnych braci. Największym zapotrzebowaniem ubogich okazała się… kawa i cukier. Niektórzy potrzebowali jakiś sweter na zimne noce które nadejdą, inni lekarstwa, jeszcze inni mydło czy proszek. Wizyty u naszych ubogich pozwoliły nam także na dzielenie się z nimi Słowem Bożym, poznanie ich rodzin, ich problemów. Przy niektórych wizytach bracia zaangażowali się w robienie prania, rąbanie drzewa czy też sprzątanie ich domków. Ubodzy byli bardzo wdzięczni!

Poza moimi obowiązkami w domu, bywam też z posługą poza domem. Rekolekcje trwają. Tym razem przygotowywałem Tercjarzy Franciszkańskich do uroczystości św. Elżbiety Węgierskiej (17.11). W dniu ich uroczystości wspólnota trzeciego Zakonu przyjmowała dwie nowe siostry i jednego brata. Tego samego dnia ich dwaj starsi bracia składali przysięgę życia w posłuszeństwie ubóstwie i czystości, która włączyła ich na stałe do wspólnoty Franciszkańskiej Rodziny. W dalszej perspektywie czeka mnie konferencja dla Młodzieży Franciszkańskiej, na temat wspólnoty oraz dzień skupienia u sióstr franciszkanek na temat dialogu międzyreligijnego w oparciu o wizytę św. Franciszka u Sułtana. Dialog międzyreligijny jest de facto głównym tematem tego roku duszpasterskiego w RCA. I wciąż pozostaje on aktualny, wobec wydarzeń które mają miejsce w naszym kraju.

Od pierwszego maja, kiedy to zaatakowano kościół Matki Bożej Fatimskiej w Bangui, aż po dziś dzień, powielają się ataki na różne wspólnoty chrześcijańskie w RCA. Poza majowym przypadkiem, do zamachów dochodzi poza stolicą. Ostatnio, 15 listopada, zaatakowano biskupstwo w Alindao – ponad 300 km od Bangui, w drodze do diecezji Bangassou. Muzułmańska Grupa UPC (Union pour la Paix en Centrafrique) zaatakowała i spaliła budynki biskupstwa, kościół, plebanię i centrum Caritas. Zamordowano ok 50 osób, w tym dwóch księży katolickich. Wielu uciekło do buszu. Te wydarzenia pchają nas do bardzo ważnych pytań dotyczących obecności wojska Nation Unis, które mimo, że jest obecne w miejscach zbrodni, to nie reaguje, ale swoją biernością przyzwala na rzeź. Są to kondygnacje Mauretańskie, Sudańskie, Pakistańskie… Czyli Muzułmanie. Kościół postulował już wiele razy do władz państwa, rozmawiał bezpośrednio z odpowiedzialnymi z NU. Sytuacje nie ulega jednak zmianie.

Wczoraj odbyło się spotkanie kapłanów archidiecezji Bangui oraz – osobno – biskupów przebywających aktualnie w stolicy z Arcybiskupem Dieudonné. Powzięto trzy konkretne decyzje. Jutro, 26 listopada zorganizowana zostanie konferencja prasowa, na którą zaproszono wszystkie znaczące osobistości w naszym kraju – polityków, ciało dyplomatyczne, reprezentantów instytucji narodowych i międzynarodowych, ludzi mediów i populację. Celem jest rzucenie światła na to co się dzieje. Niestety główne, wpływowe media (RFI, France 24… ) nie podają wiarygodnych i prawdziwych informacji. Dlatego powstała inicjatywa konferencji prasowej, by „nadmuchać sprawę”. Drugą inicjatywą jest zachęta Episkopatu RCA, by wierni powstrzymali się od udzialu w uroczystościach pierwszego grudnia – to święto narodowe „Proklamacji Republiki Środkowoafrykańskiej”. Wyzwanie jest sporo, bo świętu towarzyszy zazwyczaj ogromna defilada, która jest wyczekiwana przez cały rok. Czy chrześcijanie pójdą za głosem pasterza…? Zaś trzecia propozycja dotyczy niedzieli, drugiego grudnia, która została ogłoszona dniem lamentacji i modlitwy za poległych w wydarzeniach toczących się w RCA od grudnia 2012 roku.

Wśród propozycji były także myśli o marszu pokojowym, o trzydniowej żałobie, kiedy to wszelkie przychodnie i szkoły katolickie miały pozostać zamknięte… Myślę że dobrze iż poprzestano na tych trzech propozycjach. Ufam że przyniosą pożądane efekty.

Trudno powiedzieć co będzie dalej. Jak potoczą się losy… ? Przypuszczam jednak że życie w Bimbo na ten czas nie bardzo się zmieni. Nie zanosi się na pomyślny zamach stanu. Inaczej ma się jednak sprawa, jeśli spojrzymy na peryferia stolicy. Takie miasta/miasteczka jak Alindao, Berberati, Bria, Batangafo wciąż żyją w niepewności jutra.

Problem polityczny przekracza siły wewnętrzne kraju, bo też prowokowany jest przez siły zewnętrzne. Dlatego inicjatywa Kościoła ma na celu nagłośnienie sprawy i dotarcie do tych, który mogliby coś zrobić, ale póki co nie mają w tym swojego interesu.

Powierzam zatem nasz kraj Waszej modlitwie! Proszę Was zwłaszcza o jedność duchową w pierwszą niedzielę Adwentu, 2 grudnia, kiedy będziemy prosili Pana za zamordowanych w bójkach i zamachach w RCA oraz prosili o łaskę pokoju dla naszego narodu.

Błogosławię +

--

Symeon OFM