Misje OFM - serwis informujący o działalności misyjnej Zakonu Braci Mniejszych Polskiej Prowincji Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

STRONA GŁÓWNAHISTORIAPRACA MISYJNAGALERIALINKI                                                             


   Świadomość głoszenia Ewangelii wszystkim narodom, zgodnie z nakazem misyjnym Chrystusa (por. Mk. 16,15; Mt. 38,19), towarzyszyła Kościołowi od początku i zawsze prowadziła bardziej do czynnego rozpowszechniania Ewangelii w świecie...

       więcej>>


    Jak wygląda zaangażowanie na polu misyjnym braci z naszej prowincji Wniebowzięcia NMP z Katowic...

 więcej >>


  Galeria zdjęć dokumentujących pracę misyjną naszych współbraci oraz działalność naszego sekretariatu...

 więcej>>


     Linki do wybranych miejsc w Internecie - znanych i mniej znanych...

   więcej>>


 


   luty 2000 

O. Kordian Merta OFM
   MISYJNE REFLEKSJE W ROKU JUBILEUSZOWYM


   Gdybym miał znaleźć fragment z pisma św. który oddal by ducha misji w roku jubileuszowym, to odwołałbym się do słów św. Pawła w liście do Koryntian: "Ja zasadziłem, Apollos podlewał, lecz Bóg powodował wzrost. Przeto nie liczy się ani ten, który sadzi, ani ten, który podlewa, lecz tylko ten, który daje wzrost, czyli Bóg." Spróbuję to uzasadnić na konkretnych przykładach.
   Kolejne tourne po wioskach, tym razem przyspieszone, mam tylko 16 dni dla ośmiu wspólnot. W dwóch wioskach chrzest i pierwsza komunia, na zakończenie co roczny trzydniowy zlot młodych. Już trzeciego dnia dociera do mnie wiadomość, ze katecheta w Derbisace (największa i najdalej oddalona wioska) od dziesięciu dni jest ciężko chory, nie przyjmuje pokarmów, nie korzysta z toalety, miejscowe lewatywy okazują, się być bezskuteczne.
O. Kordian Merta OFM   Kiedy docieram do wioski (piętnasty dzień choroby) nie znajduje chorego w domu, przeniesiono go do szefowej miejscowej sekty - ktoś w rodzaju proroka, fetyszera, speca od magii. Pomyś1ałem sobie: "no cóż, tonący chwyta się brzytwy, co miał robić, to była jego jedyna szansa". Siedziba sekty jest za wioską, kiedy tam doszedłem, była już noc. Katecheta wygląda bardzo źle, brzuch nadęty, spuchnięte jądra, wychudła twarz i dziwny nieprzyjemny zapach. W drodze powrotnej mężczyzna który mi towarzyszył zapytał czy zwróciłem uwagę na ten zapach, dla ludzi z wioski ten zapach jest zapowiedzią śmierci. Choremu mogła by jedynie pomóc natychmiastowa interwencja chirurga, żeby go dowieść do szpitala trzeba by jechać 12 godzin nonstop, droga jest bardzo zła, czy chory przeżyje taką, podróż? Co robić? W takich okolicznościach trudno jest podjąć decyzję, zapytałem więc chorego "Francois jedziemy do szpitala", "ojcze moja choroba nie klasyfikuje się na szpital, tylko tu mogę być wyleczony".
   Sprawa robi się jasna, jak wielu Afrykańczyków chory nie wierzy, że jest ofiarą, naturalnej choroby (w tym wypadku skręt kiszek, przyczyną jest drugi człowiek który albo rzucił na niego urok albo go otruł przez użycie fetysza, dlatego lekarz nie może pomóc, trzeba speca od magii. Następnego dnia sytuacja robi się jeszcze bardziej dramatyczna. Biedak wymiotuje kałem i krwią,. W żaden sposób nie mogę mu pomóc, nawet spowiedź i komunia św. nie jest możliwa ze względu na jego wewnętrzne przekonanie - oddał się całkowicie w ręce sekty, jeszcze jedna ofiara afrykańskich wierzeń.
   W niedzielę przygotowujemy się do chrztu i pierwszej komunii. Tuż przed rozpoczęciem ceremonii ktoś woła "Kosiri nie żyje" śmierć katechety nie była dla nikogo zaskoczeniem, przez dwadzieścia dni choroby wszyscy oswoili się z myślą, że wkrótce odejdzie. Co więcej wszyscy w wiosce znają, w detalach przyczynę jego śmierci. Każda wioska w regionie miała wysłać jednego człowieka do stolicy regionu na przeszkolenie w ramach projektu ochrony lasu finansowanego przez Kanadę. W Derbisace wydelegowano Franciszka. Przed udaniem się w podróż (320 km rowerem) Franciszek przygotował fetysz który miał chronić jego żonę przed ewentualnym cudzołóstwem, mówiąc dokładniej fetysz miał surowo karać każdego mężczyznę, który zbliżyłby się do jego żony. Tego rodzaju praktyki są tu powszednie, strach przed fetyszem jest doskonałym strażnikiem i to nie tylko wierności małżeńskiej. Po miesięcznej nieobecności Franciszek wrócił do domu. Dwa dni później poczuł się bardzo źle i wtedy przypomniał sobie o fetyszu. Po powrocie me zneutralizował jego mocy a współżył ze swoją, żoną, tak więc fetysz obrócił się przeciw niemu.
   Kilka miesięcy temu kulisty piorun zabił chłopca, jedynego syna arabskiego handlarza. Ojciec zorganizował fetysz który miał chronić towary w sklepiku przed złodziejami. Dziesięcioletni chłopiec jak wszystkie dzieci na świecie nie umiał oprzeć się pokusie słodyczy, podjadał cukierki ze sklepiku na co ojciec przymykał oko, ale me fetysz. Nieszczęśliwy ojciec czuje się winny śmierci syna.
O. Kordian Merta OFM   W dniu śmierci Franciszka katechumeni których on przygotowywał otrzymali Chrzest św. czyli narodzili się do nowego życie jako dzieci boże, poczym w sakramencie Eucharystii zjednoczyli się z Chrystusem odkupicie1em człowieka. Tego też dnia byli świadkami "cudu" złej mocy. Przez dwadzieścia dni na własne oczy widzieli jak fetysz zabija człowieka, moc fetysza była namacalna, tu nie potrzeba wiary, realny fakt ją, ukształtował. Kiedy woda Chrztu św. odradza nas do nowego życia nie ma zewnętrznych zmian. Najświętszy Sakrament przed i po konsekracji ma tę samą formę.
   Jestem trzecim misjonarzem w historii tej wioski (początek w latach sześćdziesiątych). Naszym zadaniem jest siać, oczekiwanie na plony w przypadku misji mogłoby być zgubne. Dorośli mieszkańcy naszej misji wychowali się w wierzeniach animistycznych, nie można od nich oczekiwać radykalnych zmian. Większość z nich ma kontakt z kapłanem trzy razy do roku. Ziarno zostało posiane, choć jeszcze jest pod ziemią, zaczyna kiełkować.
   Jan Paweł urodził się w dniu kiedy papież Jan Paweł II trzynaście lat temu przybył do stolicy RCA (nazwiska i imiona związane są z okolicznościami jakie towarzyszyły porodowi, znam chłopca który nazywa się Nikogo Nie Ma We Wsi, kiedy przyszedł na świat matka była sama, rodzina, sąsiedzi byli na polu). Mama Jana Pawła nie ma męża, jest to niestety bardzo powszechne. Kiedyś ciężko zachorowała, kiedy gorączka ją, opuściła oznajmiła, ze miała widzenie i tak stała się Anagidi czyli widząca (ta sama firma co prorokini z Derbissaki). "Prorokowanie" zajmowało jej tyle czasu, że musiała zaniedbać pracę na polu, najbardziej cierpiały na tym dzieci. Jan Paweł większość dzieciństwa spędzał na naszej werandzie. Mając lat dziesięć zarabiał już na swoje ubrania. Bardzo często w soboty pytał czy jest praca za mydło. Zamiatał podlewał pomidory po czym z kawałkiem mydła leciał do domu, żeby wyprać ubrania młodszego rodzeństwa i swoje na niedzielę. Kiedy otwarliśmy szkołę był już za duży, żeby iść do pierwszej klasy ale daliśmy mu szansę w myśl zasady - czegokolwiek się nauczy to będzie jego. Tuż przed Wielkanocą w czasie lekcji Jan Paweł dostał ataku padaczki, ataki powtórzyły się w domu. Dla miejscowej społeczności atak padaczki jest traktowany jako opętanie przez złego ducha. Mama Jana Pawła jest właśnie specjalistką od takich przypadków. Kiedy chciała zaaplikować swoje fetysze syn kategorycznie odmówił stwierdzając, ze jako katolik nie wierzy w fetysze i zrobił to z taką, stanowczością, że nikt nie ośmielił się mu sprzeciwić. Opowiedzieli nam o tym sąsiedzi. "Ja zasadziłem, Appolos podlewał, lecz Bóg powodował wzrost". Wzrost jest bardzo powolny, kiedy apostołowie opuszczali Galileę, nawet nie zdawali sobie sprawy, jak długa czeka ich podróż.
   W Redemptoris Missio Jan Paweł II pisze: "mission ad gentes potrzebuje świętych misjonarzy. Nie wystarczy odnawiać metody pastoralne, ani lepiej organizować czy koordynować wysiłki kościoła, czy też wykorzystywać pełniej walory biblijne i teologiczne wiary trzeba przede wszystkim wzbudzać zapał świętości u misjonarzy." Gdybyśmy mieli więcej środków na pewno, można by załatwić wiele rzeczy. Gdyśmy mieli więcej umiejętności, można by więcej zdziałać, ale tylko świętością, można naprawdę pociągnąć za sobą. Jeśli rezultaty naszej pracy są mizerne, to właśnie dlatego, że brak nam tego życia ewangelią do końca. Nie można dać czegoś, czego się nie ma. Wielu ludzi pyta jak wam pomóc, to proste wypraszając dla misjonarzy dar świętości.

Powrót do strony Listy   


do góry
  
LISTY