Misje OFM - serwis informujący o działalności misyjnej Zakonu Braci Mniejszych Polskiej Prowincji Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

STRONA GŁÓWNAHISTORIAPRACA MISYJNAGALERIALINKI                                                             


   Świadomość głoszenia Ewangelii wszystkim narodom, zgodnie z nakazem misyjnym Chrystusa (por. Mk. 16,15; Mt. 38,19), towarzyszyła Kościołowi od początku i zawsze prowadziła bardziej do czynnego rozpowszechniania Ewangelii w świecie...

       więcej>>


    Jak wygląda zaangażowanie na polu misyjnym braci z naszej prowincji Wniebowzięcia NMP z Katowic...

 więcej >>


  Galeria zdjęć dokumentujących pracę misyjną naszych współbraci oraz działalność naszego sekretariatu...

 więcej>>


     Linki do wybranych miejsc w Internecie - znanych i mniej znanych...

   więcej>>


 


   O. Kazimierz Falkus OFM
   TRAGEDIA PARAFII ASCENSION DE GUARAYOS, BOLIWIA


   Ascensión de Guarayos, małe miasteczko położone 300 km na północ od Santa Cruz de la Sierra, przeżyło straszną tragedię: ogień spalił ponad 500 domów. Życie straciły dwie osoby - 75-letni staruszkowie, całkowicie spaleni.
   Ascensión de Guarayos zamieszkują w 99 % tubylcy szczepu "guarayos", ludzie bardzo biedni materialnie, ale ogromnego serca. Utrzymują się z prymitywnej uprawy roli. Ich domy to ściany z ubitej gliny pomieszanej z suchą trawą. Dach z liści palm. Miasteczko liczy ok. 12 tys. ludzi.

   I. WCZORAJ
   Dnia 14 sierpnia, w sobotę nad ranem wiał niesamowity wiatr z południa (ponad 120 km/godz.). Zrobiło się ciemno. O godz. 7 rano miałem pogadankę dla młodzieży w kościele. Wśród wielu pytań były również dotyczące końca świata (pytania bardzo aktualne w naszym młodzieżowym środowisku). Po półgodzinnej refleksji wyszli w teren.I zaczęło się. Była godzina 7.30. Rozdzwoniły się dzwony naszego kościoła; krzyki ludzi i niesamowity dym. Pali się! Ogień pożerał dom za domem. Ludzie tracili nie tylko swoje domy, ale również cały swój ubogi dobytek.
   Kościół przepełniony ludźmi, płacz - to już chyba "koniec świata". Kto mógł, ratował to, co potrafił, wiadrem wody. Iskry latały w powietrzu zapalając następne domy. Młodzież pomagała ratować kościół i dom parafialny, zrzucając palące się iskry. Uratowali.
   Całe miasteczko w niesamowitym dymie, widoczność dwa metry. Oczy łzawiły, serce "klekotało". Rodzice poszukiwali swoich dzieci.
   W dzielnicy św. Grzegorza pierwsza i na szczęście ostatnia tragedia. Kiedy poszedłem pobłogosławić zwłoki dwóch staruszków, spotkałem tylko resztki zwęglonych ciał. Niesamowity widok. Tuż przed południem sytuacja zaczęła się powoli uspakajać, chociaż wciąż paliły się pola uprawne i lasy. Wieczór oświetlony łunami ognia. To trwało kilka dobrych dni.
   Ogień pozostawił obraz z księgi Hioba. Zwęglone domy i rozpacz siedzących naprzeciw domowników: dlaczego? i co teraz?
   Rozpoczęła się akcja pierwszej pomocy. Szkoły stały się miejscem tymczasowego zamieszkania. Radio i telewizja z Santa Cruz de la Sierra emitowały katastrofalne obrazy tego, co się stało u nas. Zaczęły napływać pierwsze dary: jedzenie, koce, materace, odzież. Parafia oddała do użytku wszystko, co miała. Przyjmowała również wszystkie dary, jako jedyna instytucja ciesząca cieszy się wiarygodnością. Dary nadchodziły dniem i nocą. Wielka solidarność prawie całej Boliwii. W ciągu następnych dni z pomocą sióstr zakonnych i młodzieży trwało segregowanie i rozprowadzanie. Ludzie przez prawie dwa tygodnie mieszkali w szkołach, gdzie zajęcia zostały zawieszone. Po dwóch tygodniach rząd boliwijski dał do dyspozycji namioty. Ludzie przenieśli się do namiotów, choć wielu wróciło na miejsce tragedii, robiąc sobie prowizoryczny dom. Pojawiły się również pierwsze pogłoski o odbudowaniu miasteczka.

   II. DZISIAJ
   Upłynęły prawie trzy miesiące od tragedii. Już w pierwszych dniach uformował się tzw. "komitet odbudowy", którego zadaniem było i jest pomagać ludziom w odbudowie ich domów. Miały też miejsce pierwsze spotkanie z przedstawicielami rządu i pierwsze obietnice z jego strony, które jak do tej pory pozostały jednak tylko obietnicami, choć żyjemy nadzieją, że w tych dniach się spełnią.
   Parafia? Kościół w Boliwii, a szczególnie na Guarayos, cieszy się wielkim autorytetem i wiarygodnością. Mając na uwadze, że Boliwia zajmuje jedno z pierwszych miejsc na liście państw o niesamowitej korupcji, parafia stała się miejscem spotkań tych oficjalnych i prywatnych. Spotkania z ministrami, z wysłannikami "Banku Światowego", z instytucjami pomocy międzynarodowej itd. Mają miejsce na parafii. Prawie wszyscy ciągną do ojca.
   Już od pierwszych dni tragedii nasza Caritas parafialna razem z Caritasem Wikariatu Nuflo de Chavez rozesłała do wielu instytucji kościelnych prośby o pomoc. I otrzymaliśmy. Bardzo pozytywnie odpowiedziały: procura franciszkańskiej prowincji z Bawarii, "Bruder und Schwester" z Austrii, nasze parafie z Niemiec, szczególnie klasztor z Bensheim - O. Marcelin Pietryja, domy zakonne sióstr z Hall w Austrii. Wielkie zaangażowanie naszego prokuratora misyjnego o. Dymitra Żeglina sprawiło, że otrzymaliśmy pomoc również z Polski. Do akcji pomocy włączyły się też osoby prywatne. W imieniu Ascensión de Guarayos - bardzo dziękuję.
   Już od pierwszych dni tragedii mobilizowaliśmy ludzi do robienia "ado-bes" - cegły z błota mieszanego z suchą trawą. I ta praca jest kontynuowana. Do postawienia domu potrzeba ponad 2 S00 sztuk adobes. "Dom przyszłości" (12m x 4m) będzie miał fundamenty z kamieni, ściany z adobes i dach z dachówek. Jeden dom będzie kosztował ok. 2 500 dolarów.

   III. JUTRO
   Aktualnie kontynuujemy pracę przy adobes i robieniu fundamentów. Od rana do późnego wieczora pogorzelcy przywożą ciężarówkami kamienie i ziemię. Ładowanie i rozładowywanie gołymi rękami. Co cieszy w całej tej tragedii, to fakt wielkiego zaangażowania wszystkich i optymizm.
   Mamy nadzieję, że również i rząd już w tych dniach nadeśle swoją pomoc. Hamuje ją biurokracja, chociaż muszę stwierdzić, że nasze relacje z ministerstwem odpowiedzialnym za odbudowę są optymalne. Mamy stały kontakt.
   Co nas przeraża: rozpoczęła się pora deszczowa. Prawie każdego dnia pada. Ludzie w namiotach czy na placu budowy bardzo cierpią. Coraz bardziej dokucza brak żywności. Materiał budowlany, szczególnie adobes, może się rozpłynąć. Mamy do zbudowania ponad 500 domów. Żyjemy jednak wielką nadzieją, że nasze marzenia zrealizują się w niedalekiej przyszłości.
   Ufając naszemu dobremu Ojcu Niebieskiemu i polecając się naszej niebieskiej Matce patrzymy na przyszłość bardzo optymistycznie. Przecież również i Hiob na zgliszczach przeszłości odnalazł swoją jeszcze lepszą przyszłość

   Z serdecznymi pozdrowieniami, polecając się waszym modlitwom

Powrót do strony Listy   


do góry
  
LISTY