Misje OFM - serwis informujący o działalności misyjnej Zakonu Braci Mniejszych Polskiej Prowincji Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

STRONA GŁÓWNAHISTORIAPRACA MISYJNAGALERIALINKI                                                             


   Świadomość głoszenia Ewangelii wszystkim narodom, zgodnie z nakazem misyjnym Chrystusa (por. Mk. 16,15; Mt. 38,19), towarzyszyła Kościołowi od początku i zawsze prowadziła bardziej do czynnego rozpowszechniania Ewangelii w świecie...

       więcej>>


    Jak wygląda zaangażowanie na polu misyjnym braci z naszej prowincji Wniebowzięcia NMP z Katowic...

 więcej >>


  Galeria zdjęć dokumentujących pracę misyjną naszych współbraci oraz działalność naszego sekretariatu...

 więcej>>


     Linki do wybranych miejsc w Internecie - znanych i mniej znanych...

   więcej>>


 


Ascencion - III Adwent - 2004 


Kolejną niedzielę adwentu przeżywam w Ascension de Guarayos, największa, jeśli chodzi o liczebność parafia naszego Wikariatu Apostolskiego. Tutaj mam, więc okazje napisać do was znowu parę słow. Jak już wspominałem wcześniej, kontynuuje moje "robocze" odwiedzanie parafii w Wikariacie. Chciałem ruszyć po krótkiej przerwie z Santa Cruz w sobotę, ale już prawie tradycyjnie zaczęło się znowu wszystko od kłopotu z samochodem. Zapakowany paczkami, pocztą i wszystkim co potrzeba... samochód gotowy by do drogi. Chciałem tylko jeszcze odwieść na lotnisko O. Cezara, który udawał się na pogrzeb swojej mamy....i nie udało nam się nawet dojechać do lotniska. Ostatecznie jednak Cezar zdążył na czas na swój samolot a ja....po dwóch godzinach oczekiwania na mechanika... znowu no nowo "wylądowałem" w konwencie. 
Pomału, więc moi współbracia przyzwyczajają się, że każdy planowany wyjazd na wikariat kończy się powrotem po kilku godzinach do domu. No, ale co było robić.... 
W niedziele, miały miejsce wybory, więc obowiązywał zakaz ruchu na terenie całej Boliwii. Spokojna niedziela w Santa Cruz to rzadkość. Dopiero wieczorem, kiedy pomału zaczynano podliczać wyniki wyborów, zaczęło być trochę głośniej. Czy wybory przyniosą coś nowego i dobrego dla Boliwii....czas pokaże, choć w całym tym "bałaganie" politycznym i gospodarczym, trudno mieć jakieś jeszcze nadzieje. 
Przepakowałem na nowo, co było możliwe do starego Volkswagena Br. Diega i w poniedziałek ruszyłem na nowo do Wikariatu. Przy okazji zabrał się ze mną O. Pedro. Nie obeszło się i tym razem bez przygód.... Najpierw przez półtora godziny czekaliśmy aż dwa pociągi towarowe przetoczą się przez most na Rio Grande. Gdy ostatecznie dostaliśmy się na druga stronę rzeki...było już ciemno. A tu jazda w ciemnościach to makabra. Co było robić. Moim celem było dojechać do San Ramon. Tam chciałem przenocować i spotkać się najpierw z O. Andrzejem Włodarczykiem miejscowym duszpasterzem, a także z Siostrami w ich konwencie i w szpitalu, którego administratorem tez jest jedna ze sióstr. Po drodze miałem jednak do oddania pocztę u sióstr w Villa Paraiso. Niestety siostry chyba wyjechały w teren i jeszcze nie wróciły a nasz samochód.....zgasł....i ...no właśnie. Ciemno na dworze, ani sióstr w domu, we wsi żadnego telefonu....no, już myślałem że będziemy nocować w samochodzie. A ze mnie i z Pedra takie mechaniki...że strach. Ale widać Opatrzność czuwała....bo po pól godzinie....kiedy już straciliśmy nadzieje, samochód odpalił.....i dojechaliśmy późno do San Ramon...gdzie nas oczekiwał nieco już zaniepokojony O. Andrzej. Zgodnie z planem mogłem we wtorek kontynuować zadania, które miałem do spełnienia. Popołudniu dojechaliśmy szczęśliwie do Concepcion. 
Tu w wigilie Niepokalanego Poczęcia NMP. Rozpoczynała się fiesta - odpust parafialny - katedralny. W tym roku miało to szczególny charakter, okazją było 150 lecie ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu. W sobotę wieczorem biskup Antoni, oraz wszyscy kapłani koncelebrowali uroczysta msze św. w katedrze. Liturgii towarzyszyła orkiestra i chór misyjny parafii Concepcion. Plac przed katedra przystrojony był flagami...od boliwijskiej począwszy poprzez polską, niemiecką, watykańską, bawarską i na rożnych regionalnych skończywszy. Po mszy św. miała miejsce procesja z figurą Matki Bożej wokół centralnego placu w Concepcion. Czterokrotnie zatrzymywano się by modlić się i prosić Maryje o wstawiennictwo i opiekę nad Pueblo - miejscowością, rejonem i nad cala Boliwia. 
Po procesji miał w katedrze miejsce krotki koncert orkiestry i chóru....prezentowana była szczególnie muzyka barokowa która tworzona była tu w tych rejonach....były tez utwory twórców Europejskich . Po wszystkich na placu przed katedra odbywały się przedstawienia miejscowych zespołów i wykonawców muzyki ludowej - tutejszej....na końcu nie zabrakło też wiwatów i sztucznych ogni. Przez całą noc było słychać świętujących ludzi...
Rano uroczystości ponownie zaczęły się uroczysta mszą św. w katedrze celebrowana prze Biskupa...we mszy św. uczestniczyli lokalne władze ale przede wszystkim mieszkańcy Concepcion i wiele gości. Podobnie przy pięknej pogodzie miała miejsce uroczysta procesja...a po wszystkich występy zespołów folklorystycznych...i oficjalny akt władz cywilnych Concepcion. Popołudniu ludzie tłumnie przebywali na placu....wszędzie słychać było muzykę, występy i tak....do późnego wieczora. Porobiłem trochę zdjęć....myślę że prześlę je gdy będę już w Santa Cruz na stronę internetowa ośrodka misyjnego....może wiec za parę dni się tam ukażą. 
Świętowanie jednak szybko się skończyło...a przede mną kolejna parafia do odwiedzenia. Tym razem trochę odlegle i trudno dostępne San Antonio de Lomerio. Droga z Concepcion to 100 km przez busz, bez asfaltu, po piasku glinie i po skalach. Volkswagen, którym przyjechałem do Conce....rozsypał by się pewno po kilkunastu kilometrach. Bez Jeepa niema tam, co się wybierać. Do tego jeszcze w nocy zaczęło lać...Na szczęście znalazł się Jeep a nawet szofer i pilot, ( bo drogę trzeba znać) jeden z elektryków pracujących w tutejszych warsztatach wikariatu. Miał coś do zrobienia w domu Sióstr w Lomerio....więc wyruszyliśmy razem. Droga w deszczu była naprawdę paskudna. Parokrotnie musieliśmy włączać napęd na cztery koła by przedostać się przez wodę, albo wspiąć się na ślizgające skały. W pewnym miejscu dosyć niebezpiecznym natknęliśmy się na sporo grupę ludzi....po chwili wiedzieliśmy dlaczego...w pewnym miejscu z potoku zrobiła się spora rzeka....i autobus próbując przedostać się na druga stronę, zbyt był obciążony, obsunął się grunt i przechylił się conajmniej o kilkanaście stopni.....na szczęście się nie wywrócił i nikomu nic się nie stało. Ludzie nauczeni są już do takich wydarzeń....widać było że były już organizowane liny i pewno pomału wyciągnęli autobus. W każdym razie parę godzin później kiedy wracaliśmy nie było już śladu po ludziach i po autobusie. My także w błocie i glinie dojechaliśmy ostatecznie do Lomerio. Tan przyjął nas O. Sixto. Wieś jest ładna, sama misja wybudowana ok. 20 lat temu bardzo mi się podoba.....ale...to prawdziwy "koniec świata" . Po obiedzie i krótkim odpoczynku ja miałem sprawy do omówienia z O. Syxto a elektryk wziął się do roboty...Wieczorem po kolejnych 3 godzinnych wojażach po boliwijskich wertepach wróciliśmy do Concepcion. Dzień "safari" boliwijskiego miałem za sobą. 
W piątek pożegnałem się z Concepcion i przez San Ramon ( tam na chwile odpocząłem); pojechałem najpierw do La Asunta - parafii gdzie narazie brakuje księdza, są jednak od roku czasu boliwijskie siostry które dbają o kościół, o dom, pracują także w szkole i pracują jak mogą pastoralnie z ludźmi. Po raz pierwszy ( chociaż wiele razy przejeżdżałem) miale okazje odwiedzić ta misje, zwiedzić kościół i dom. Podziwiałem w jakim porządku i czystości utrzymują wszystko siostry Boliwijskie. Jeszcze tego popołudnia ruszyłem w kierunku Guarayos i pomału dojechałem do Ascencion en Guarayos. Pomału czułem zmęczenie, bo 300 km na tych drogach, przy tym samochodzie i w tym klimacie jest już trochę męczące. Ale Bogu dzięki dojechałem. Trafiłem jeszcze na urodziny miejscowego proboszcza O. Bernarda ...więc trochę jeszcze uczciliśmy solenizanta....i na odpoczynek. 
Rano dostałem Toyotę od P. Norberta... i kolejne ponad 40 km piaszczystej drogi przez busz i częściowo rozlewiska do parafii Urubicha. Parafia, której sławę w ostatnich latach przyniosła Orkiestra Symfoniczna....Pisałem już o tym kiedyś. Trudno sobie to wyobrazić....wioska do której dociera się Jeepem ma orkiestrę i chór, a obiekty przykościelne służą za miejsca do ćwiczeń i prób. 
W ostatnich latach nagrodzona różnymi nagrodami koncertowała nie tylko w Boliwii, ale też w innych krajach Ameryki Poł. A nawet w Europie w Hiszpanii. Tutejsza ludność jest bardzo uzdolniona muzycznie,.. zresztą odkryli to już ponad 300 lat temu jezuici pracujący w niektórych rejonach naszego Wikariatu. Dzisiaj na nowo próbuje się wskrzesić i ożywić tą muzykę którą tu tworzono przed wiekami. Odwiedziłem miejscowego proboszcza O. Waltera i S. Ludmile pracującego tu już od wielu wielu lat. Podziwiam, bo to już ludzie po 70 -ce, a ciągle jeszcze bardzo aktywni. Tu spotkała mnie też niespodzianka....ktoś mnie rozpoznał po kilku latach. Dziewczyna pracująca także tu z młodzieżą. Sorajda ( lub jakoś tak podobnie) była przed 4 latami w grupie młodzieży, którą odwiedziła z O. Symeonem niektóre nasze konwenty. Przyjmowałem ich wtedy przez 3 dni w Marienweiher. Po raz pierwszy spotkałem kogoś z tej grupy. Mile spotkanie po latach. 
A dzisiaj jestem w Ascension. Lubię tu być rano o 10.00 na mszy św. dla dzieci młodzieży. Cały kościół wtedy śpiewa i "chodzi" , czuje się młodość i radość w Boliwijskim Kościele. Popołudniu mam spotkanie z O. Bernardo i z Siostrami..... wieczorem z O. Norberto. Jutro znowu w drogę... kolejne parafie... ale o tym następnym razem.... jeszcze przed świętami.
Pomału chyba myślicie już o choince....a tu wszędzie przepiękne zielone palmy....bardzo charakterystyczne tu na Guarayos.....
To do następnej niedzieli....mam nadzieje. Z Bogiem

Br. Tarsycjusz OFM


Santa Cruz II Adwent - 2004


Jestem dzisiaj z małym wyprzedzeniem z moimi "niedzielnymi pozdrowieniami". U nas jest sobotnie przedpołudnie, ale u was zaczyna się pomału wigilia niedzieli.. Jestem jeszcze przez chwile w Santa Cruz....ale za 2 - 3 godz. Będę już w drodze. Właściwie miało mnie nie być. Jestem tak naprawdę w drodze po naszym wikariacie ...odwiedzam parafie, domy, domy sióstr, szpitale, wszystko co podlega wikariatowi i biskupowi. Jest to wizyta jak na razie bardziej informacyjno - ekonomiczna. Chce poznać trochę funkcjonowanie ekonomii poszczególnych domów, także potrzeby, wydatki. Są to informacje potrzebne naszemu biskupowi ale tez naszej prokurze. Tak wiec prawie aż do świąt jestem niemalże cały czas poza Santa Cruz. Ostatnie dwa dni trochę było spraw w Santa Cruz.... na krótko więc przebywałem w domu. Wczoraj miałem wyjeżdżać na Guarayos ale..., od naszego współbrata misyjnego O. Cezara zmarła Mama. Jak już nieraz wspominałem O. Cezar pracuje na granicy z Brazylia. Zgadaliśmy się, że chce lecieć na pogrzeb mamy do Katowic - Panewnik. Pogrzeb jest we wtorek o 14.00 Zostałem, więc dzień dłużej by mu w międzyczasie pozałatwiać bilet, porobić jakieś drobne zakupy. Przyleciał wczoraj późnym wieczorem. Dzisiaj za chwile zawożę go na lotnisko....myślę wiec że szczęśliwie zaleci i spokojnie zdąży na pogrzeb Mamy. A ja prosto z lotniska ruszam znowu na "pielgrzymkę" po wikariacie. Pisze na pielgrzymkę....bo cały czas z duszą na ramieniu, czy mi znowu ten 20 letni stary ford nie odmówi posłuszeństwa. Ale myślę ze Anioł Stróż czuwa. Poza tym gorąc...ufff grzeje się człowiek w samochodzie. Cały samochód mam już załadowany, poczta, paczkami, przesyłkami, które mogę przy okazji zabrać tu z miasta do poszczególnych domów, bo praktycznie codziennie jestem gdzie indziej. 
W minionym tygodniu przebywałem najpierw w Concepcion. O mojej podroży tam z małymi przygodami wspominałem już w ub. niedziele. Cały poniedziałek spędziłem po części w biurze proboszcza Concepcion O. Reinalda, jak i w biurze biskupstwa. Jest tam wiele spraw z którymi trzeba się zapoznać....parafia jest bardzo rozległa....ciągle buduje się nowe kaplice, domy parafialne...są inne różne projekty. Do najdalszej stacji należącej do Concepcion jest ponad 120 km i to wyłącznie droga w buszu.... Po południu trochę pisałem i pracowałem w biurze biskupstwa. Jako ze biskup Antoni był w domu...mieliśmy też czas by na chwile usiąść i pogadać przy boliwijskiej kawie. We wtorek rozjeżdżaliśmy się dalej. Bp. Antoni do San Antonio de Lomerio...trochę trudno dostępnej parafii, żeby tam dojechać z Concepcion trzeba pokonać około 100 km bardzo nieciekawej drogi. Parafia, która też ma chyba ponad 30 różnych stacji. Tam przez ostatnie trzy dni Biskup objeżdżał i udzielał sakramentu Bierzmowania. 
Moim zaś celem było San Javier....najstarsza redukcja pojezuicka w wikariacie i niemała parafia. Tak zapoznałem się trochę z wydatkami i potrzebami parafii. Proboszczuje tu O. Jesus - Hiszpan. Jest tu już od kilku dobrych lat. Ale być może po kapitule przyszłorocznej zmieni się co nieco. O. Jesus zainteresowany jest projektem naszego zakonu - praca i obecnoscia franciszkanow w Tajlandii. Być może wiec uda się tam na jakiś czas. Samo San Javier prawdopodobnie oficjalnie od kapituły będzie miejscem, które będzie podlegało prowincji franciszkańskiej. Jest wiec nadzieja ze tez franciszkanie - Boliwijczycy zaczną pracować na terenie wikariatu. Popołudniu odwiedziłem pracujące w San Javier hiszpanskie siostry. Siostry są zaangażowane w prace pastoralna, prowadza tez szkole. 
Jeszcze jedna placówkę odwiedziłem nim powróciłem na krótko do Santa Cruz , Siostry Służebniczki w Villa Paraiso. Są tu dopiero niespełna od roku. Ale podziwiam .... nie tylko ładnie zaadaptowały ich dom w którym "przejściowo" zamieszkały. Ale tez, co robią i jak pracują w całej miejscowości i po za nią....Tam gdzie niema księdza, obecność sióstr jest bardzo ważna i przydatna. Siostry zawsze się cieszą odwiedzinami obojętnie czy są to oficjalne czy tylko się wstąpi przejazdem i bez zapowiedzi. Obecnie Przełożona z Polski jest na swoim urlopie....pozostała więc siostra Marysia - tez polka i dwie siostry boliwijki. 
W tym tygodniu tych miejsc będzie trochę więcej....ale o tym następnym razem....
Poza tym w Boliwii ciepło....ze uffff. Dzisiaj na szczęście się ochłodziło i jest....26.st.C i pada deszcz. Jutro w Boliwii wybory do władz samorządowych i lokalnych. Od miesięcy słyszę i widzę na każdym roku całą masę propagandy i reklamy. Nie wierze ze cos zmieni się na lepsze. Bo ludzie u władzy pozostają ciągle ci sami. W dniu wyborów jest w całym kraju zakaz poruszania się samochodami, nie funkcjonuje komunikacja itd.... Ludzie maja być na miejscu i głosować. Zobaczymy....jak to przebiegać będzie w Ascencion gdzie jutro będę przebywać.
W większych sklepach widać trochę atmosfery świątecznej. Pojawiły się dekoracje świąteczne....można kupić sztuczne choinki i wiele rożnych ozdób świątecznych. Ale ogólnie nie czuje się tego nastroju adwentowego, który się w tym czasie udzielał, gdy byłem w Polsce czy w Niemczech. Inny kraj inne obyczaje. Tu właściwie dopiero coś "wchodzi"...próbuje się nieco wzorować na Europie czy Ameryce. Ale to nie to. 

Kończę, życzę milej drugiej niedzieli adwentowej, jakbym mógł chętnie przesłałbym wam tez trochę ciepła boliwijskiego.
Do następnego razu

Br. Tarsycjusz OFM


Santa Cruz 31.10.04.

Wszystkich Świętych 2004

Jeszcze dwie godziny temu, gdy szedłem do kaplicy na mszę św. ( 7.00) było pięknie, słonecznie. Teraz ciężkie czarne chmury zawisły nad Santa Cruz, zrobiło się duszno, ciemno, za chwile lunie intensywny tropikalny deszcz. Co mi pozostało. Zapalić światło, włączyć komputer, zaparzyć kawę, zrobić sobie jeszcze niedzielny nastrój fajna muzyka i ...pisać. Mam nadzieje ze uda mi się potem rozesłać ta wiadomość. Ostatnie dni coś "słabnie" nam nasz internet i trochę jest kłopotu z przesyłaniem wiadomości. Ale będę próbował. 
W Boliwii trwa jeden z najdłuższych Weekendów. Jak zakończono w piątek pracować, tak dopiero środa jest kolejnym dniem roboczym !!! Nieraz myślę, tutaj naprawdę nie może funkcjonować wszystko jak należy....ciągle są jakieś fiesty albo strajki i protesty. To jednak jeszcze zupełnie inna kultura, inne myślenie ludzi. 
W Polsce, w Niemczech zaczyna się ruch na cmentarzach przed uroczystością Wszystkich Świętych. Tutaj sama uroczystość przenosi się na niedziele - a więc na dzisiaj. Ludzie jednak idą dopiero na cmentarze w Dzień Zaduszny i tutaj jest to oficjalny dzień wolny od pracy. W Boliwii odwiedza się jednak cmentarze dużo rzadziej. Jeszcze w miastach, trochę ludzi odwiedza groby bliskich, natomiast na wioskach....często cmentarze są bardzo zaniedbane. Jeden raz w roku ożywają, właśnie, w Dzień Zaduszny. Na wczorajszej rekreacji pytałem gwardiana o zwyczaje, o odwiedzanie grobów....Niewiele mógł powiedzieć. Wspominał swoje rodzinne strony, gdzie nawet w Dzień Zaduszny nie odwiedza się groby. Rodziny spotykają się jednak w domach , pieką nawet specjalne ciasto i... wspominają zmarłych. Także jakiegoś zwyczaju odwiedzania grobu współbraci niema. Chciałbym popołudniu udać się na cmentarz centralny, odszukać groby współbraci, zapalić jakąś świecę, pomodlić się. Na pewno będę w tych dniach często myślami na grobach rodziców, bliskich, braci z którymi byłem razem a już odeszli. 
Pytałem naszych pracowników co będą robić w tych dniach...? Każdy mówił, że ma coś do zrobienia w domu, poza tym chcą być z rodziną.....
Odbywa się jednak w tym czasie dużo imprez, zabaw... słyszałem to już przez dwie ostatnie noce. Nasz Convent znajduje się naprzeciw stadionu, tam przez dwie noce odbywała się jakaś impreza, koncerty... wszystko połączone z głośną nade wszystko muzyką. A zaczyna się cała ta " przyjemność" o ..21.00 ! Kiedy się kończy, lepiej nie pytać....nad ranem. O nocnym wypoczynku niema wiec mowy. 
Ubiegły tydzień minął bardzo szybko. Zaczął się od wizyty w Wikariacie. W San Ramon - które leży najbardziej centralnie dla wszystkich, miało w poniedziałek spotkanie wszystkich pracujących na terenie Wikariatu franciszkanów. Razem z O. Aurelio z Santa Cruz - definitorem na nasz region, i z Bp. Antonim, było nas na spotkaniu 14 stu. Spotkanie było robocze, ale był czas na chwile zadumy i refleksji. ...nad "testamentem" jaki nam pozostawili św. Franciszek i św. Klara. Rozmawialiśmy o radościach i troskach... także o przyszłości franciszkanów w Wikariacie i ewentualnych planach powstania osobnej prowincji tu na Oriente Boliwii. Aurelio przedstawił nam wizje planów z ramienia prow. św. Antoniego w Boliwii, Biskup Antoni zaś jako Pasterz i zarządca Wikariatu. Ważne jednak ze obie strony są zgodne, że ważna jest teraz i w przyszłości prezencja franciszkanów w Wikariacie. Poczyniono wiec już nawet pewne kroki by bardziej sprecyzować miejsca przyszłej obecności franciszkanów. Z dużym prawdopodobieństwem będzie to Ascencion - Guarayos, gdzie od dziesiątek lat właśnie franciszkanie prowadza działalność misyjną - duszpasterską. Drugim takim miejscem będzie San Javier - piękny zabytkowy chroniony przez UNESCO obiekt Redukcji Pojezuickiej. Wyszła nawet propozycja by był to dom formacyjny dla kandydatów do życia franciszkańskiego wywodzących się z tych terenów. 
Ostatecznie jednak zbliżająca się w przyszłym roku Kapituła prow. Boliwijskiej zadecyduje i zatwierdzi te lub inne projekty. 
Na spotkaniu poruszyliśmy także sprawę mojej pracy , funkcjonowania Prokury Wikariatu tutaj w Santa Cruz. Spotkałem się z życzliwością i poparciem Braci z Wikariatu. Mam nadzieję, że najbliższy czas przyniesie też konkretniejsze decyzje i postanowienia dotyczące jej sprawniejszego funkcjonowania. Na razie prokura działa "rozpędem". Tzn. Dotychczasowy "Szef" - Br. Diego wyjechał na leczenie do swej macierzystej prowincji w Bawarii. Wszystko leci....choć prawdę powiedziawszy, w wielu sytuacjach nie za bardzo wiem jak i dlaczego. Próbuje, pytam, przyglądam się....To, co dla pracowników jest normalne i robią automatycznie, ja dopiero dociekam, czemu, co i jak. Widzę jednak ze trzeba by tez, co nieco pozmieniać, zmienić.....nie mogę jednak, dopóki "szefem" jest kto inny. Paciencia - cierpliwość... mówi ciągle Bp. Antoni. Próbuje.....

Pierwsze skutki ostatnich bardzo intensywnych deszczów dało się już odczuć także u nas w Convencie. W centrum wirydarza, wokół starej głębokiej na 10 m. studni zapadła się którejś nocy dość mocno ziemia. I to dość sporo. Gdyby ktoś w nocy tam przeszedł, mogłoby się stać nieszczęście. Na szczęście szybko zauważyliśmy, co jest grane. Doprowadzamy to pomału do porządku. Ale, nie wiem ile już taczek ziemi tam nawieźli i jeszcze trochę brakuje. Jedynie nasze młode koty maja interesujące pole do zabawy i poszukiwania przygód....Są młode wiec wszystko jest ciekawe dla nich i interesujące....odkrywają dopiero swoimi oczami - nowy świat. A wieczorem ...."towarzyszą" nam w czasie rekreacji, czekając na jakiś smakowity kąsek. 
W Boliwii, tak ogólnie to na razie spokojnie. Owszem nie ma dnia by coś się nie działo, ale to "normalność". Ważne, że niema jakiś większych niepokojów. 
Przed paroma dniami niemal by doszło do katastrofy lotniczej w Chochabambie. Mogłyby się zderzyć dwa samoloty na pasie startowym... na szczęście "zimna" krew jednego z pilotów uratowała całą sytuacje. Tak to jest... nigdy w drodze człowiek nie jest pewny, obojętnie czy to w powietrzu, na ziemi, czy na wodzie..... Ale... mamy naszych Aniołów Stróżów.

Życzę udanej jutrzejszej Uroczystości. Oby wam pogoda dopisała, byście nie marzli na cmentarzach. Wróćcie też szczęśliwie do swoich domów. A zapalcie też świece może na opuszczonym grobie... za tych co są nieco daleko i nie mogą być na grobie bliskich w tym dniu.

Udanego i szczęśliwego tygodnia!

  Br. Tarsycjusz OFM


 

Santa Cruz 03.10.04.


  Pierwsza niedziela października a zarazem dla nas franciszkanów wigilia uroczystości św. Franciszka. Witam i pozdrawiam w tym świątecznym nastroju. U nas słoneczna niedziela, teraz koło 10.00 rano jest już 28 st. C. Ale z pewnością temperatura się podniesie. Zresztą według meteorologów zapowiada się gorący tydzień. Przez najbliższe miesiące trzeba się nastawić na upały ...uffff. W ub. tygodniu czekaliśmy na opady. Bo trochę było zachmurzone. Ale tylko przez jedno popołudnie spadło trochę deszczu i ....to wszystko. Jak na razie to bardzo mało, mając na uwadze ostatnie miesiące suszy. Na terenie wikariatu tez trochę popadało, ale podobnie jak tutaj - niewystarczająco. Tam potrzeba jest jeszcze większa. Ludzie potrzebują wodę do picia, chcą uprawiać ziemie, bydło tez odczuwa brak wody. Miejmy nadzieje, że wkrótce się to zmieni. 
Miniony tydzień był czasem powrotów. Nie było prawie dnia by ktoś w tym tygodniu nie wracał z urlopu. Zaczął P. Jesus - Hiszpan który proboszczuje w San Javier, potem dwaj współbracia Baskowie- pracujący w wikariacie Beni, O. Marcos - Austriak pracujący w Puerto Suarez koło Brazylii, O. Eugeniusz - polak pracujący tez przy granicy z Brazylia . Większość z nich zatrzymuje się krócej lub dłużej u nas w konwencie św. Antoniego. Jedynie O. Eugeniusz pomyślał o nas. Na wieczornej rekreacji były kabanosy z Polski i....ogórki kiszone! Po raz pierwszy od roku mogłem zjeść kwaśnego ogórka. Były super.
  W czwartek wrócił też nasz Biskup Antoni. Przez 3 tyg. Przebywał w Rzymie na spotkaniu biskupów misyjnych z Ameryki Pol., Afryki i Azji. Podzielił się trochę swoimi wrażeniami z konferencji, ze spotkania z Ojcem św., z wizyty w Asyżu na grobie św. Franciszka i ze spotkania z naszym Generałem franciszkańskim O. Jose Rodriguez Carballo. Z całą pewnością takie spotkania ubogacają i umacniają też więzi naszych biskupów franciszkańskich z zakonem. 
Mimo sporego ruchu w konwencie, pod koniec tygodnia ucichło znowu wszystko. Każdy zmierzał na swoje parafie by już na niedziele wszystko na nowo normalnie funkcjonowało. Także bp. Atonii ma już za sobą bierzmowania w dwóch parafiach. Widzę po jego terminach w tym miesiącu, że będzie miał tylko w tym miesiącu 14 Bierzmowań w rożnych miejscach, do tego inne spotkania pastoralne w wikariacie, oraz inne terminy także poza wikariatem. Trzeba mieć kondycje.....
  W tym tygodniu przyleciał także do Boliwii nowy współbrat. Jest to P. Franz Gruber z bawarskiej prowincji. Trzeba podziwiać, mimo problemów personalnych w Niemczech, prowincja mimo wszystko jest otwarta na misje. Zobaczymy na razie jak mu pójdzie, ma 54 lata, wiec do najmłodszych już nie należy, ale chce i ma chce, wiec "do odważnych świat należy". Musi nauczyć się języka a potem ...myśli o pracy i pomocy najbiedniejszym dzieciom. Życzymy mu Bożego Błogosławieństwa tutaj w Boliwii. 
Wspominałem już kiedyś że Bp. Antoni zwrócił się do polskiej organizacji wspierających misjonarzy przy zakupie środków transportu, o pomoc w sfinalizowaniu samochodu terenowego, który służył by zwłaszcza mnie w mojej pracy tak tu w Prokurze jak i na terenie całego wikariatu. Niestety MIVA Polska dała odpowiedź negatywną. Argumentując że na najbliższe dwa lata ma tyle zamówień i próśb że nie jest w stanie przyjąć nawet kolejnego. Mieliśmy trochę nadziei ...choć częściowo ...niestety. Ufamy jednak dalej że z Bożą pomocą jak i przyjaciół i dobrodziejów uda nam się zrealizować ten projekt. 

Wszystkim współbraciom i przyjaciołom franciszkanów życzę z racji jutrzejszej uroczystości 
św. Franciszka Pokoju i Radości !!! 
Niech Franciszek będzie nam zawsze przykładem i drogowskazem co w życiu jest istotne, co wartościowe i do czego powinniśmy dążyć. 

Z pozdrowieniami i życzeniami

  Br. Tarsycjusz OFM


Santa Cruz 26.09.04.


Właściwie to by trzeba było gdzieś dzisiaj poszukać miejsca gdzie by można trochę pooddychać czystym powietrzem. Nad Santa Cruz unosi się smog spalenizny który drażni oczy, drogi oddechowe, nie wspominając już o bólach głowy. Nie jest to obecnie ciekawy czas. Brakuje wody, deszczów, wiatru, słonce grzeje coraz bardziej....tyle ze słońca z powodu spalenizny i dymu nieraz w ogóle nie widać. Taki to jest dzisiejszy poranek w Santa Cruz. Wszędzie unosi się zapach spalenizny, wkrada się wszędzie do każdego pomieszczenia. Ludzie cierpią....zwłaszcza tutaj w mieście. Przypomina mi się trochę Rzym. Tam, na czas gorącego lata...ludzie często opuszczają miasto. Tyle ze gdy już są poza miastem i blisko morza , powietrze się zmienia, gorzej tutaj. Ale mam nadzieje ze i tu wkrótce przyjdzie deszcz, wiatry, które oczyszcza w końcu atmosferę.
Miniony tydzień był właściwie bardzo normalny, bez specjalnych wydarzeń. W konwencie życie toczy się normalnym trybem. Podobnie w naszym biurze - prokurze. Dopóki wielu braci jest na urlopie, jest nieco spokojniej i ciszej. Myślę ze od października zacznie się znowu normalny ruch. Także Juan Carlos pomału powraca do zdrowia po swej operacji. Myślę ze pomału tez już zaglądać będzie do biura. 
W mieście przebywali z wikariatu O. Bernardo i Br. Feliks. Także z ich relacji wynika ze wszędzie problem z wodą i z dymem, spaleniznami. Ludzie nie potrafią się nauczyć że jest to szkodliwe dla ich zdrowia i nie powinno się wypalać kiedy jest tak sucho. Ale..... 
W tym tygodniu rozpoczęła się ...wiosna w Boliwii. W ten dzień dzieci miały wolne w szkołach. Całe miasto "opanowane" było tego dnia przez dzieci i młodzież. Przy takich okazjach widać jak młoda jest obecnie ludność Boliwii. 
Samo Santa Cruz żyło tego tygodnia dwoma wydarzeniami. Raz w roku odbywają się tzw. Expocruz....czyli międzynarodowe Targi. Kraje z różnych stron świata, choć w większości z Ameryki Pol. wystawiają swoje oferty, nowości. Znaleźć można na targach wszystko ...od maszyn, samochodów, produktów spożywczych, po bydło, świnie, psy.......Dużo zamieszania. Ale z pewnością jest to jedno z większych wydarzeń w ciągu roku w Santa Cruz. Ludzi trochę się przewija....choć są to w wielkiej większości tylko widzowie. 
Natomiast co roku 24.09. jest świętem miasta Santa Cruz. Kolejny dzień, kiedy nikt nie pracuje, tylko się bawi. Boliwijczycy lubią bardzo świętować....niestety nikt nie myśli, ze tworząc tyle dni wolnych, cierpi gospodarka ...praktycznie cały naród. Liczy się często tylko dzisiaj,....nikt nie martwi się co będzie jutro i w przyszłości. Ciężko zmienić mentalność i myślenie tutejszych ludzi. Z racji święta Santa Cruz otwarto też po kilku miesiącach główny - centralny plac miasta, znajdujący się przed Katedrą. Przez kilka miesięcy był zamknięty. Otwarcia dokonał Prezydent Boliwii - Carlos Messa. Plac trochę został zmieniony poszerzony. Zamknięty też został na stałe przez plac ruch samochodowy. Musze się wybrać w tych dniach do centrum zobaczyć jak to funkcjonuje. Problem jednak pozostał inny. Przez zamkniecie niektórych ulic, porobił się jeszcze większy chaos w centrum miasta. Wąskie ulice, chodniki ...dawno już są niewystarczające dla nasilającego się ruchu samochodowego. W godz. szczytu strach wjeżdżać do miasta. Ale ...to my się przejmujemy, bo znamy trochę inny porządek, Boliwijczycy - maja zawsze czas !
Wczoraj wrócił szczęśliwie po swych urlopie O. Perdro - Atanazy. Pobędzie z pewnością jeszcze parę dni w mieście a potem ruszy do domu - do Concepcion. Przy okazji dziękuję za wszystkie pozdrowienia przesłane za Jego pośrednictwem. 
U was coraz chłodniej....jesień, my natomiast coraz bardziej odczuwamy ciepło, wręcz upał .....ufff, nawet wentylator w pokoju niewiele pomaga. Jak będzie wam za zimno, to wspomnijcie życzliwie Boliwię. 

Udanego tygodnia !

Br. Tarsycjusz OFM


SANTA CRUZ 19.09.04.


Może trochę spóźniony, ale jestem…jestem już w domu. Mam za sobą już 500 km w powietrzu i ....nieciekawe lądowanie....ale po kolei.
Mija kolejna niedzielna września: upalna ( 35 st. C), do tego wieje silny wiatr i susza....która coraz bardziej daje się wszędzie odczuć. Cierpią ludzie, zwierzęta, przyroda.....w powietrzu masę pyłu i żrącej zawiesiny dymu - ponieważ wszędzie wypala się łąki, wszystko co suche...itd.
Szybko minął mój kolejny tydzień w Boliwii. W "Prokurze" nadal brakuje naszego Juana Carlosa...więc w miarę możliwości na ile mi pozwala 81 letni "szef" - Br. Diego staram się tam być obecny i tez pomagać. Poza tym oboje nasi domowi "seniorzy" trochę niedomagali w ostatnie dni, także nasz gwardian przebywa jeszcze na wyjeździe, wiec zajmowałem się więcej sprawami domowymi - zakupy, nadzór nad personelem itd. Nie zabrakło mnie też w kuchni, a to, dlatego ze nasz P. Adalberto ( Wojciech) świętował swoje urodziny. Pomyślałem sobie że pewnie sprawi mu przyjemność w tym dniu coś naszego na stole. Po długim czasie był więc znowu bigos. Dostałem tez suszone grzyby - była wiec myślę udana grzybowa zupa, były śląskie kluski ( z maki z yuki) i cos do nich jeszcze....fajnie to brzmi, nie...? Ale....to mamy tylko z racji świąt....a myślę że urodziny zasługują na uczczenie.            Na obiad przyjechali bracia z sąsiedniego Konwentu św. Franciszka, przyjechał też z wikariatu             O. Gustawo - rodzony brat naszego O. Adalberta. 
Wspomniałem już o dymie, który obecnie unosi się wszędzie, gryzie w gardle, szczypie w oczy....nic przyjemnego. Odczuwamy to w mieście, ale poza miastem na wolnych przestrzeniach sytuacja jest dużo gorsza. Z San Julian przyjechał do miasta P. Jose Schicker ponieważ jak mówił, nie da się tam już wytrzymać od dymu. Niestety ludzie, choć się męczą nie potrafią zrozumieć ze powinni poczekać z wypalaniem łąk do pierwszego deszczu. Wypalanie łąk to najprostszy sposób na użyźnienie ziemi, ale też śmierć dla flory, fauny, niebezpieczeństwo dla zdrowia. Cierpią szczególnie drogi oddechowe i oczy. Nieraz jest tak gesty smog, że ciężko poruszać się drogami.
Pojawił się też niespodziewanie Br. Feliks. Okazało się ze w El Fortin pozostało bez wody...wysiadły obydwie pompy. Cała misja, szpital, wioska....bez wody. Trzeba było awaryjnie naprawiać. Problem wody jest coraz większy. P. Henry z El Puente tez "zajrzał" w tym tygodniu do prokury...mówił że wioska od tygodni ma problem z wodą. Wodę trzeba dowozić....Daj Boże by wkrótce się to zmieniło.
Ponieważ końcówka tygodnia zapowiadała się już spokojniej zdecydowałem się trochę spontanicznie...na krótkie odwiedzenie O. Cezara pracującego przy granicy Brazylijskiej.                  Z sąsiadującego z nami lotniska el Trompilo odlatują w tamtym kierunku małe samoloty zabierającego kilkanaście ludzi. Miejsce było, wiec w czwartek wieczorem pierwszy raz w życiu wsiadłem do malej Awionetki...by po półtora godzinnym spokojnym locie wylądować w Puerto Suarez. Tam czekał już   O. Cezar...po następnych 15 min. Byliśmy już w Puerto Quijarro. Tutejszy teren, kościelnie należą do misyjnej bardzo rozległej diecezji San Ignatio. Dotrzeć tu najlepiej albo małymi samolotami, albo...koleją. Jest droga ziemna....niemniej by dotrzeć tutaj czasem trzeba i kilka dni. Tutaj w Puerto Quijaro kończy swój bieg jedna z dwóch linii kolejowych mająca swój początek w Santa Cruz. Jedna dociera tutaj na granice z Brazylia, druga biegnie na granice z Argentyna. Przejazd pociągiem trwa od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin. Pociąg spalinowy (wąskotorowy) porusza się bardzo wolno ze względu na katastrofalny stan szyn. Oprócz ludzi, pociągi transportują soje, cement, a w kierunku Boliwii przeróżne towary z Brazylii - żywność, ropę, samochody....większość rzeczy które kupuje się    w Boliwii docierają właśnie z Brazylii. 
Geograficznie jest to przepiękny teren. Jest to tzw." Pantanal" potężne ( wielkości 3 Polski) rozlewisko rzeki Paraquay - nazywane "Sanktuarium Ekologicznym". Cały ten region Brazylii i Boliwii to potężny rezerwat unikatowej już flory i fauny południowoamerykańskiej. Żyją tu zwłaszcza różnego rodzaju ptactwa, krokodyle, aligatory, węże, żmije....itd. Można też tak po Boliwijskiej stronie ale zwłaszcza po potężnej Brazylijskiej stronie udawać statkami w głąb Pantanalu. Co bogatsi mogą wypłynąć i na cały tydzień ..korzystając z luksusowych statków - hoteli. 
Tutaj na końcu ( albo początku ) Boliwii pracuje 4 franciszkanów. W Puerto Suarez - dwaj Austriacy. Zas w Quijarro - P. Cezar, w Arroyo Concepcion - P. Eugenio, dwaj współbracia z Prowincji Panewnickiej. 
Dopiero w piątek rano przy świetle dziennym mogłem zobaczyć gdzie mieszka Cezar - w byłej wcześniejszej kaplicy! Gdy z Eugenio przybyli tutaj 18 lat temu...zastali kościół i właśnie jeszcze wcześniejsza kaplice....absolutnie nie zaadaptowana do mieszkania. Nie mieli wiec łatwych początków. Tym bardziej ze klimatycznie ten teren jest jeszcze o średnio 5 st. C cieplejszy niż...Santa Cruz. Czułem to jeszcze dziś rano, gdy o 7.00 brałem udział we mszy św. w Quijarro.....lało się już ze mnie. 
W międzyczasie kaplica jako tako jest zaadaptowana do mieszkania....niemniej przydałby się normalny dom....na który niestety biskup ( z San Ignatio ) ciągle nie ma funduszy. Ponieważ teren zaludnia się coraz bardziej, powstała w miedzy czasie nowa parafia gdzie ok kilku lat tez znajduje się nowy kościół i dom w którym zamieszkuje O. Eugenio. Niestety nie zastałem go, gdyż znajduje się jeszcze na urlopie w kraju. Ale dobrego gospodarza i przewodnika miałem w osobie O. Cezara.  Dzięki niemu dowiedziałem się trochę o ludziach, o miejscach.....o radościach i problemach.
Pozytywne jest to, że jest trochę pracy. Jest fabryka oleju, cementownia, rozwija się kolej, przez bliskość Brazylii rozwija się tez handel. Co mnie zaskoczyło to....zupełnie otwarta granica.              Nie ma kontroli granicznej....po prostu się przejeżdża....bez paszportu, kolejek...itd. My się cieszymy unią w Europie....a jednak granice czasem są jeszcze problemem....tutaj po kilkunastu minutach jest się już w pierwszym mieście Brazylijskim - Corumba. 
Negatywne to, że jest to znany region przemytu narkotyków. Ciągle wiec wielu ludzi zaangażowanych jest w nielegalny przemyt, wiele jest rodzin rozbitych, ponieważ wielu "siedzi" w więzieniach brazylijskich. 
Pobliska Corumba - ok 80 - 100 tys. mieszkańców jest miastem jak na warunki brazylijskie w miarę biedne. Owszem jest odczuwalna spora różnica miedzy Boliwia i Brazylia. Są normalne asfaltowe drogi. Większy porządek, miasto ma już charakter miasta, nie jest tak chaotyczne jak miasta Boliwijskie. Są sklepy, funkcjonuje wszystko bardziej zorganizowane. Jest to jednak miasto odlegle ...na prowincji Brazylii, powstaje właściwie na bagnach. Smutny był dla mnie widok miejscowej katedry, gdzie w ostatnich miesiącach runął cały sufit nad prezbiterium. Jak dotąd nic się nie zrobiło by to wyremontować. Trochę to przygnębiający widok. Może jak będzie nowy biskup, - na którego obecnie czeka Corumba. Ale i diecezja jest mała - zaledwie 10 parafii. To nasz Wikariat ma więcej parafii. Coś próbuje się pomału jednak i tu robić by przyciągnąć w ten region turystów. Wyjechaliśmy z Cezarem w głąb Brazylii ok. 80 km...droga asfaltowa właściwie ciągnie się przez Pantanal - przez bagna. Dojechaliśmy do pięknego wielkiego nowego mostu nad rzeka Paraquay. Interesujące dzieło ...most na bagnach. I co ciekawe nie jest płaski, ale lekko wznoszący się do środka pod górkę.      Jest to ważne, gdy w porze deszczowej zbiera się dużo wody, przepływające statki mogą bez problemu przepływać pod mostem.
Poznałem wiec "Pantanal" z lądu i z ...mostu. Ale może kiedyś będzie jeszcze okazja poznać go naprawdę bliżej...od strony rzeki. Ale cieszę się, że poznałem ten zakątek Boliwii i Brazylii.
Wczoraj odwiedziliśmy współbraci w Puerto Suarez. A właściwie tylko O. Leona, gdyż O. Markus znajduje się tez na urlopie. Puerto Suarez to miejscowość ok. 20 tys. Znajduje się jak na razie jedna parafia. Podziwiam proboszcza 72 letniego O. Leona jeszcze bardzo aktywnego. Obecnie, dzięki pomocy franciszkanów z Austrii buduje się nowy konwent dla franciszkanów, nieco poza miastem. Dzięki Bogu, bo mieszkają dotąd w warunkach bardzo skromnych....Prawdopodobnie później współbracia przeniosą się do konwentu, być może powstanie nawet nowa parafia....a obecny kościół  w centrum, duży, wybudowany kilkanaście lat temu tez przez Austriaków, przekazany zostanie klerowi diecezjalnemu.
W sąsiedztwie budującego się nowego klasztoru mieszkają już od dwóch lat Siostry Klaryski.          Jak zarazie 8 sióstr prowadzi tutaj na nowej ziemi życie kontemplacyjne, życie modlitwy. Miejmy nadzieje, że i to zaowocuje w przyszłości w tym regionie.
Krótka była to wizyta, ale dla mnie pouczająca i bardzo interesująca. Mimo, że wracam pokąsany przez komary jak rzadko kiedy. Życzę tam pracującym braciom a zwłaszcza mojemu "przewodnikowi" O. Cezaremu dużo zdrowia, które w tym niełatwym tropikalnym klimacie jest mu bardzo potrzebne.
Jak wspomniałem na początku mam za sobą nieciekawe lądowanie. Bo rzeczywiście o ile lot powrotny by w miarę spokojny...to przy lądowaniu rzucało niemiłosiernie naszą Awionetką. Dziś nad miastem silny wiatr....smog z dymu który utrudniał bardzo lądowanie. Ponieważ byłem z przodu i mogłem wprost patrzeć do kabiny pilota...podziwiałem jego "zimną krew" i zręczność....ostatecznie po pól godzinnym krążeniu nad lotniskiem wylądowaliśmy szczęśliwie na " El Trompillo". Bogu dzięki !.
To prawie wszystko na dzisiaj. Choć szkoda, że nie możecie przez list "słyszeć". Trudno na razie mówić o ciszy i spokoju. Teraz z zewnątrz dochodzi nie tylko głośna muzyka z pobliskiego stadionu.....ale coś takiego jakby się słyszało....ciągłe gwizdanie. To takie boliwijskie "chrabąszcze" które obecnie maja swój czas godowy.....przez kilka tygodni, przez cały dzień słyszy się gwizd.....ale i do tego można się przyzwyczaić.

Życzę udanego tygodnia, udanych ostatnich dni lata i....słonecznej i cieplej jesieni.
Z Bogiem!

Br. Tarsycjusz OFM


Santa Cruz 12.09.04.


To już następna niedziela września….mija czas szybko. Dziś cala noc hulało wietrzysko okropne. Zresztą, to trwa już dwa dni, teraz tez bardzo wietrznie. Wszędzie pełno liści, gałęzi, suchych palm. 
Na szczęście nie jest to huragan "Iwan", który sieje spustoszenie w Ameryce środkowej i na Florydzie, ale jakiś przedsmak tego tez tu mamy. Nawet dzisiaj było mniej niż zawsze, ludzi na porannej mszy. Naturalnie przez ten wiatr kurzy się też okropnie. Daje się to odczuć tu w mieście a co dopiero, gdy wyjeżdża się w kierunku wikariatu. Wszędzie wielkie przestrzenie bez lasów, wysuszone koryta rzek, nieraz parokilometrowej, szerokości jak koryto Rio Grande ze swym piaskowym dnem. Tam wiatr unosi pyl i piasek, żadna to przyjemność teraz w tym suchym czasie. Czekamy nadal na deszcz. 

Raz tylko jak dotąd popadało, bardzo krótko, ale po tym już niema śladu. Ludzie mówią ze normalnie zaraz w pierwszych dniach września pada, a tu na razie prawie nic. Podobnie wiec jak w Europie i tutaj zmienia się klimat. 
W naszej Prokurze toczy się wszystko normalnie, choć nieco w wolniejszym tempie. 

Nasz Juan Carlos który musiał poddać się operacji, ma się już lepiej i wrócił końcem tego tygodnia do domu. Wątpliwe jest jednak ze w tym miesiącu wróci do pracy. Ale...damy sobie rade, ważne by wrócił do zdrowia i miał spokój ze swoimi bólami. Nie wiem może tez przez ten klimat niektórzy nie czują się dobrze. Nasz Br. Diego cos nie w formie. Wczoraj wieczorem musieliśmy tez odwieść naszego P. Rudolfa do szpitala. Tez jakieś bóle i ciśnieniowe sprawy. Miejmy jednak nadzieje ze nasi Seniorzy wkrótce znowu będą w formie. A skoro już mowa o seniorach. Wczoraj świętowaliśmy w sąsiednim Konwencie św. Franciszka 89 urodziny Boliwijczyka P. Molino. 

Ma się całkiem jeszcze nieźle....niema wiec reguł u tych naszych seniorów. 
W tym tygodniu przebywał w mieście br. Feliks. Jest szefem Caritasu na cały wikariat. 

Choć teraz główna siedziba jest w San Ramon, to jednak pewne sprawy można tylko załatwić w mieście. Pokazał się tez na krotko O. Andrzej Wlodarczyk - proboszcz z San Ramon. 

Ale z nim jak z burza, pojawi się na krótko i szybko znika. Każdy ma swoje obowiązki, wiec często trudno opuścić parafie na dłużej. 
Pomału wracają tez urlopowicze. W tym tygodniu w środę wrócił P. Jose Schicker - ksiądz diecezjalny z niemiec ( diec. Bamberg ) , który od lat pracuje w bardzo ciężkim regionie Wikariatu - Brechi. 

Jest to teren ponad 100 km. gdzie powstają nowe wioski, osiedlają się ludzie z gór, niema struktur, niema parafii. Pod koniec miesiąca będą wracać następni. 
Od Bp. Antoniego przebywającego w Rzymie dostałem wiadomość ze zmarł Wikariusz Generalny naszego zakonu franciszkańskiego O. Antoni - miał 49 lat. R.I.P. Żadna jednak oficjalna wiadomość na ten temat do nas nie dotarła 
Naszego P. Klemente zaskoczyła też smutna wiadomość o śmierci jego brata w Pol. Tyrolu. R.I.P. Zawsze to ciężko, gdy umiera ktoś bliski....a na pogrzeb za daleko. Nie zawsze da się pojechać. Wspieramy tu naszego Klemente jak możemy - na duchu i w modlitwie.
Jak wszędzie w każdym domu i rodzinie, smutki i radości. 
No to jeszcze cos radosnego. Nasz kot "Chioco" o którym kiedyś pisałem, już od pewnego czasu zniknął. Ale cos po nim zostało....od paru dni, aż pięć małych "chiocos" w rożnych kolorach biega po naszych wirydarzach. Urodziły się już wcześniej, ale dopiero teraz wyszły ze swego ukrycia. 

Są sympatyczne. Gdy trochę podrosną....poszukamy im nowych właścicieli. A na razie....dobrze się u nas maja. 
To tyle mniej lub bardziej radosnych wieści. Życzę wam jeszcze trochę letniego słońca i radości. 
POZDROWIENIA !

Br. Tarsycjusz OFM


Santa Cruz 05.09.04.



Witam i pozdrawiam w kolejna niedziele znowu z Santa Cruz. Tydzień temu byłem jeszcze z gośćmi z Opola Ks. Bp. Kpcem i jego sekretarzem Ks. Pyka w drodze. Akurat w niedziele miała miejsce piękna uroczystość sakramentu Bierzmowania w Ascencion. Prawie 200 osób przystąpiło do tego sakramentu. Ale o tym napisałem już gdy w skrócie opisałem cala wizytę ks. Bp. Kopca. Myślę ze do wszystkich dotarło. Zainteresowanych mogę jeszcze odesłać na stronę Ośrodka misyjnego: www.osrmis.ofm.pl myślę ze tam wkrótce tez ukażą się zdjęcia z tej wizyty. 
Przyznam się ze po prawie 2 tyg. Ciągle w drodze miło było znowu powrócić do domu. 
Najpierw wziąłem się za odkurzanie wszystkiego. Gdy od miesięcy prawie niema deszczu, przy każdym podmuchu wiatru podnosi się kurzu, co niemiara. I choć drzwi i okna były pozamykane pyłu i kurzu po powrocie nie brakowało. Miejmy nadzieje ze wkrótce zobaczymy już deszcz. W kościołach modlimy się o opady. Wszystko wysuszone. Gdy byłem w drodze patrzyłem jak ludzie biorą wodę z zanieczyszczonych stawów i prawie już wysuszonych rzek. A o zwierzynie wole nie wspominać. 
Daj Boże ze wkrótce się to zmieni. Przychodzi lato, daje się to już odczuć. Będą wiec upały, ale tez deszcz i wielka wilgotność w powietrzu. Póki, co jest już gorąco, ale powietrze jest bardziej suche wiec łatwiej to wytrzymywać....
Goście z Opola pożegnali nas we wtorek. Była to mila wizyta. Są w trakcie drugiego etapu swej wizyty w Ameryce Pol. odwiedzają księży z diec. Opolskiej pracujących w Peru. Także biskup Antonio opuścił w czwartek Boliwie na prawie miesiąc czasu. Jest na spotkaniu biskupów w Rzymie. Z pewnością będzie miał tez okazje spotkać się z Ojcem św. Ale na razie napisał mi ze doleciał szczęśliwie i wszystko w porządku. Fajnie. 
Poza tym w konwencie normalność. Gościł parę dni P. Miquel z Cochabamby - gwardian tamtejszego klasztoru i pierwszy prowincjał prow. Boliwijskiej. Jak na swoje 78 lat i ciężką chorobę którą przeszedł parę lat temu to i tak jest jeszcze w doskonalej formie. 
W domu mieliśmy kolejna kapitule domowa. Coraz realniejsza staje się budowa kościoła tu przy naszym konwencie. Jesteśmy wielka kilkudiesieciotysieczna parafią...bez kościoła parafialnego. 
Myślę ze na 50 lecie parafii w 2006 roku ludzie będą w końcu mogli wejść do swego kościoła parafialnego św. Antoniego. Zobaczymy, co najbliższy czas pokaże. 
W prokurze (biurze wikariatu) tez trochę problemów. Juan Carlos - nasz główny pracownik- musiał podać się w piątek operacji. Niestety dało się zauważyć ze od paru miesięcy ma pewne problemy zdrowotne. Polecamy jednak jego leczenie i zdrowie w modlitwie Panu Bogu i mamy nadzieje ze wkrótce powróci do nas. Dla mnie to większy czas praktyki w biurze. Czas pokaże jak mi to pójdzie. 
W Wikariacie mam nadzieje wszystko w porządku. Oprócz paru sióstr nikogo w tym tygodniu w mieście nie widziałem. Zresztą ciągle trwa jeszcze czas urlopów. Choć kończy się pomału. 
Dzisiaj wracają dwie siostry z Tyrolu: Romana tu z Santa Cruz i Andrea z Ascencion. Już prawie tradycyjnie jadę po nie na lotnisko. Pod koniec miesiąca będzie wracało więcej urlopowiczów.
Ze smutkiem przyjąłem wiadomość o śmierci seniora naszej wrocławskiej Prowincji O. Beatusa w Marienweiher. Byliśmy razem 15 lat, to sporo czasu. Wiem ze sporo braci uczestniczyło w jego pogrzebie. W czwartek jeszcze przed wylotem do Rzymu, Bp. Antoni odprawił msze św. w jego intencji. R.I.P. Niech Pan mu wynagrodzi wszelkie dobro.
To tyle z gorącego i słonecznego Santa Cruz. Dziś S. Agnela polska służebniczka z Vila Paraiso świętuje swoje urodziny. Kto wie może się wybiorę na dobra kawę i tradycyjnie u nich świetny sernik. Milej niedzieli i do następnego tygodnia 


Br. Tarsycjusz OFM

 



Bp. Antoni udziela sakr. Bierzmowania w Ascencion 29.08.04



Bp. Jan Kopiec z Konventem Sióstr w Ascencion 29.08.04



Bp. Jan udziela sakr. Bierzmowania w Ascencion 29.08.04



Przywitanie Bp. Jana  Bp. Antoniego z Concepcion na bierzmowaniu w Ascencion



Santa Monika - procesja



Aniversario-Stefania 



Bp. Kopiec przed katedrą w Cocepcion 



jak fiesta to fiesta - także z księżmi Biskupami



młodzież wita ks. Biskupów w Ascencion 



Proboszcz O. Bernardo Falkus
 wita obu ks. Biskupów



przeprawa samochodu i dwóch Biskupów na promie przez Rio Grande 



w drodze do San Ignatio



szczęśliwy proboszcz O. Bernardo Falkus - rodem z Katowic



w zanadrzu ma ks. Kopiec zawsze coś słodkiego dla dzieci



Z wizytą u O. Gustawa Mazura



W Santa Cruz u Biskupa Stanisława

do góry
  
Listy