Misje OFM - serwis informujący o działalności misyjnej Zakonu Braci Mniejszych Polskiej Prowincji Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

STRONA GŁÓWNAHISTORIAPRACA MISYJNAGALERIALINKI                                                             

2005


Drodzy Przyjaciele Misji Franciszkańskich.

Przesyłam jak zwykle gorące pozdrowienia z Bukoby w Tanzanii. Nasza afrykańska zima powoli dobiega końca. Teraz przez miesiąc lub więcej będą wiały silne wiatry. Jest to również trudny okres dla tutejszych mieszkańców, gdyż często bananowce są przewracane i wyrywane przez huragany. To jest właśnie słaby punkt drzewa bananowego, które często nie utrzymuje ciężaru kiści bananów, a jak wiesz, banany są tutaj podstawą żywności. 
Jednak nie o bananowcach chciałem do Ciebie i Przyjaciół misji napisać. Będąc tutaj, miałeś okazję poznać grupę młodzieży, noszącą nazwę Virafra, czyli Przyjaciele Świętego Franciszka. Jak też ci wspomniałem, wraz z nimi dwa razy w miesiącu spotykamy się by wspólnie modlić się i dzielić Pismem świętym. Dwukrotnie też udajemy się do naszych wiosek, by przez kilka godzin pracować na polach ludzi ubogich, niewidomych, chromych lub nie mających siły, by te prace wykonywać. Możesz zapytać dlaczego to my idziemy pomagać tym ludziom, a nie ich rodziny lub sąsiedzi, czy inne organizacje? 
Odpowiedzi jest kilka. Organizacje często rozdają pieniądze lub kupują sprzęt, który często jest używany przez właścicieli do rozkręcania własnego biznesu. Inne stowarzyszenia przy Kościołach lub sektach wykorzystują pomoc materialną do werbowania nowych wyznawców. Wiele razy spotykałem się z przypadkiem, że młodzi ludzie prosili o spowiedź, mówiąc, że zaparli się wiary; po wyjaśnieniach jednak dochodziłem się do wniosku, że dostali oni pracę sezonową przy budowie szkół, domów czy kaplic, pod warunkiem, że zamienią swój katolicyzm na inne wyznanie. Nawiasem mówiąc, taka praktyka jest zabroniona przez prawo w Tanzanii, ale, jak wiesz, jest tu wiele przepisów i praw, których nikt nie przestrzega i nie egzekwuje.
Co do sąsiadów i rodzin, to jest gorzej niż w piosence Lady Pank "W siódmym niebie nienawiści"! Dlatego też wraz z tą grupą młodzieży dwa razy w roku wyruszamy na cały tydzień do wioski. Śpimy tam w zaoferowanym nam miejscu i jemy to, co nam przygotują. Nie bierzemy ze sobą pieniędzy i jesteśmy całkowicie od nich zależni. Plan każdego dnia jest mniej więcej taki: wstajemy o 5.30, o 6.00 jest rozmyślanie i jutrznia. Około 7.00 idziemy pracować, a ok. 10.00 jemy to, co zostało. Wracamy z pracy o 13.00 lub 14.00, godzinę później jemy przygotowany posiłek i idziemy odwiedzać chorych w wiosce. Po powrocie, około 18.00 jest Msza św. Później siedzimy z młodzieżą i dziećmi rozmawiając, śpiewając lub po prostu opowiadamy śmieszne historie i śmiejemy się do rozpuku. Z tymi, którzy pozostali, o 20.30 odmawiamy nieszpory, a po nich różaniec. Około 21.30 wieczorny posiłek, kompleta i spanko. Dwa tygodnie temu razem z naszą młodzieżą udaliśmy się do wioski Kangoma, gdzie zostaliśmy poproszeni przez liderów, by pomóc w budowaniu domu dla kobiety, która nie ma gdzie mieszkać. Po rozpoznaniu dowiedzieliśmy się, że ta staruszka dawno temu mieszkała tutaj. Wyszła za mąż według rytu wioskowego, opuściła swój dom i poszła mieszkać do miejscowości swego męża. Tak się stało, że wszystkie dzieci, jak i jej mąż, umarli. Pozostała więc sama. Według tutejszej tradycji kobieta bez dzieci nie ma prawa pozostać na miejscu swego męża, ponieważ po jego śmierci nic nie należy do niej, lecz do dzieci, lub jeśli ich nie ma, to do rodziny ze strony męża. Tak więc owa staruszka została wygnana i wróciła do miejsca, gdzie się urodziła, czyli Kangoma. Tutaj ją przywitano, ale nikt nie chciał jej przyjąć pod swój dach. Na spotkaniu liderów zaproponowano, by zbudować jej dom, w którym mogłaby dożyć swoich dni. Jak to w Afryce, wszyscy się zgodzili, ale nikt nie przyszedł budować, bo zaczęło się "Siódme niebo nienawiści": bo teraz ona będzie miała dom tylko dla siebie, więc lepiej niż ci, którzy muszą mieszkać po kilku lub kilkunastu. Tak więc owa kobieta przez kilka miesięcy mieszkała pod starym drzewem. Że nie umarła, niektórzy zaczęli podejrzewać ją o czary. A co zadziwiające, najbardziej przekonany o tym był jej najmłodszy brat, który wciąż tam mieszka, jednak każdego dnia jest pijany. 
Najprawdopodobniej robił tak, by nikt nie nakłaniał go do zbudowania domu swej starszej
siostrze, bo jako czarownica na to nie zasługuje. Prawie cała wioska się z nim zgadzała, pozbywając się zmartwienia, że trzeba coś komuś budować i pomagać. Wraz z naszym przyjazdem nadarzyła się okazja, by zrealizować projekt. Każdego dnia szliśmy wygniatać ziemię i obklejać szkielet domu "wyrobionym" błotem. Później dach z wysuszonej trawy i po tygodniu ciężkiej pracy dom był gotowy. Cóż z tego, gdy prawie przy końcu naszej pracy
przyszedł jej brat, kompletnie pijany, pełen nienawiści, i zaczął nas i ją wyzywać, wyznając że nie ma nic do mnie, bo jestem kapłanem i czynienie dobra to moja praca, ale jak tylko odejdziemy, oni ten dom spalą i to będzie tej staruszki grób. Aż do teraz dom ten jest wciąż cały, choć niewykluczone, że pewnego dnia ktoś znów w alkoholowym zapomnieniu zrobi coś nieodpowiedniego z perspektywy chrześcijańskiej patrząc, ale normalnego z punktu widzenia tutejszej tradycji, a mianowicie, że w wiosce wszyscy są równi i nikt nie może mieć więcej. To kolejny dowód na to, że nienawiść jest ślepa. Mimo to nasza młodzież się nie załamuje, wręcz przeciwnie, mają namacalny dowód, że często ich tradycje są sprzeczne z Ewangelią i co więcej, mogą za przykładem świętego Franciszka obdarzać innych pokojem oraz zasmakować Radości Doskonałej 
Załączam kilka zdjęć zrobionych podczas naszego tam pobytu. 


Placyd Górka OFM



budowa zakończona



deptanie zaprawy



nakładanie wydeptanej ziemi na ściany



poprzednie mieszkanie tej kobiety



droga krzyżowa na wiosce



obiad

do góry
  
Listy