|
Santa Cruz 27.05.2007.
Dziś w tę uroczystość Zesłania Ducha św. życzę wszystkim radosnych świąt, niech Duch
św. was zawsze umacnia i prowadzi, niech oświeca w chwilach trudnych i właściwie
kieruje. Tego życzę wam, sobie, tego chciało by się też życzyć naszym politykom, wszystkim
którym powierzona została często jakaś odpowiedzialność. Oby zawsze kierowali
się wskazaniami Ducha św.
Zielone święta to dni kojarzące mi się zawsze z rożnymi wspomnieniami. Zawsze wracam do miejsca gdzie
najdłużej pracowałem – do Marienweiher. Tam w tych dniach ma miejsce główny
„odpust” pielgrzymkowy. Nadawało to temu miejscu specyficzny i jednorazowy charakter. Przez prawie 4 dni,
słychać było orkiestry, śpiewy, bijące dzwony, modlących się pielgrzymów. Wszyscy
byliśmy zagonieni, zapracowani, ale też czuło się satysfakcje że coś się dzieje. Wieczorna sobotnia procesja ze
świecami była zawsze takim punktem kulminacyjnych całych uroczystości.
Inne wspomnienie. W samą niedziele Zesłania Ducha św. odeszła do wieczności
moja Mama. Na pewno to smutne wspomnienie, ale przecież w tak piękny dzień. Trzeba
być Panu Bogu wdzięcznym.
Z różnymi datami kojarzy się Dzień Matki. W Niemczech była to druga niedziela maja, w Polsce wczoraj 26 maja, a w Boliwii
dziś 27 maja. W Boliwii ciągle świętuje się jakieś szczególne dni,
niema tygodnia żeby nie było dnia czegoś tam. Ale Dzień Matki świętowany
też jest bardzo szczególnie. Już od jakiegoś czasu, widziało się reklamy
zachęcające do kupowania prezentów dla mam... No i zaproszenia na różne spotkania, zabawy z
muzyką, z
głośna muzyką. Także u nas po sąsiedzku muzyka huczała, że mury naszego domu,
aż drżały... Prawie całą noc trudno było zmrużyć oko. Teraz znów głośno
wokoło. Tak sobie pomyślałem, jak by to te nasze mamy zniosły taka głośną
muzykę. Ale co kraj to obyczaj.. tak po prostu jest w miastach boliwijskich... Co
uroczystość to dużo głośnej muzyki !!!
Minione dwa tygodnie były w zasadzie bardzo chłodne. Nastała boliwijska „zima”. Czyli czas gdy
przychodzą tu na niziny boliwijskie tzw. „sury”. Zimne wiatry z południa. I
dało nam się odczuć to zimno dość skutecznie. Trudno to wytłumaczyć, bo jak
się komuś powie, że temperatury spadają do 12 – 10 st. C., a czasem nawet do 8. st. C, to wielu powie jaka to tam zima.
Też tak myślałem, dopóki sam nie przeżywam tego zimna. Dla tropiku gdzie temperatury 30 – 40 st.
W większej części roku to rzecz normalna, taka temperatura i do tego jeszcze bardzo wysoka
wilgotność powietrza to naprawdę zima. Ubieramy się w swetry kurtki, czapki.
Wyciąga się koce, kołdry. Chłód przenika aż do kości. W domach niema
ogrzewania wiec naprawdę się marznie. Gdyby się po wioskach przeszło teraz po domach, to ludzi
spotkało by się często w łóżkach, przykrytych po uszy. Domy są przecież
z gliny, wszystko pootwierane, niema wiec ciepła. Ognisko nie zagrzeje wszystkich
wystarczająco.
"Sur" na szczęście trwa z reguły parę dni czasem jednak się i przedłuży
do dwóch tygodni. Potem znów zagrzeje słońce, zagrzeje, i znów kolejny sur. Na
szczęście są to 3- 4 miesiące w roku. Gdy znów przychodzi bardzo gorące lato i nie
można wytrzymać od gorąca....po cichu marzymy o jakimś surze na ochłodę.
W górach jest oczywiście jeszcze chłodniej, a w wyższych partiach gór spada
śnieg, ludzie kryją się jak mogą przed zimnem i chłodem. Tak jest np. W okolicach La Paz, Oruro,
Potosi, miast najwyżej położonych w Boliwii.
Dziesięć dni temu świętowaliśmy uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Tutaj oficjalnie
uroczystość ta przeniesiona jest na niedziele. Jednak w parafiach gdzie jest to
święto patronalne świętuje się w danym dniu. Jedna z naszych większych parafii wikariatu to parafia w Ascencion (
Wniebowstąpienie) de Guarayos. Bardzo uroczyście jest co roku obchodzone tamtejsze
święto parafialne. Na te uroczystość zaproszony był tego roku biskup pomocniczy Santa Cruz - Ks. Bp
Stanisław Dowlasiewicz. . W sumie się ucieszył. Bo po raz pierwszy miał okazje
pojechać na tereny Guarayos które należą do naszego Vikariatu Nüflo de Chavez, wiec nie
są pod jurysdykcja biskupa Santa Cruz. Poprosił mnie bym mu towarzyszył, gdyż
jeszcze nigdy nie jechał w tym kierunku. Chętnie to zrobiłem, bo prawie co roku jestem na
odpuście w Ascencion. Razem więc ruszyliśmy w drogę, po drodze zabierając
jeszcze ks. Pawła z San Julian. Krótka przerwa była jeszcze u ks. Kazimierza w San Ramon. Ostatnie 100 km ( razem 300 km) w burzy, w
ciemnościach ...nie były zbyt przyjemne do podróży, ale szczęśliwie dotarliśmy
na miejsce. Przyjął nas gościnnie gospodarz P. Bernardo no i siostry Franciszkanki - Austriaczki i Boliwijki. Rano,
obawialiśmy się ze chłodny „sur” zniechęci wielu do przyjścia do kościoła.
Jednak pobożny lud Guarayos nie zawiódł. Wielki kościół w Ascencion z ledwością
pomieścił wszystkich, wielu pozostało mimo chłodu na zewnątrz. Uroczystej mszy
św. celebrowanej przez ks. Biskupa Stanisława i też proboszczy sąsiednich parafii misyjnych
towarzyszyły śpiewy i muzyka ..tak po hiszpańsku jak i w miejscowych języku
guarayos. Piękna procesja darów ofiarnych w czasie mszy św. była jakby tańcem.
Myślę że homilia Bp. Stanisława ujęła też serca miejscowego ludu. Po mszy
św. uroczysta i barwna procesja wokół głównego placu zakończyła cześć
oficjalną uroczystości. Po krótkiej przerwie i dobrej kawie w domu sióstr,
wyszliśmy jeszcze by wysłuchać i przywitać się z głównymi autorytetami Guarayos z tzw. „kacykami” – jakby przedstawicielami tego plemienia. Trzeba
wysłuchać ich przemówienia, potem biskup po krótkiej przemowie, każdego z osobna
pobłogosławił krzyżem biskupim. Na odchodne kobiety chwyciły biskupa i wszystkich
gości i chcąc lub nie chcąc trzeba było jeszcze zatańczyć tradycyjny taniec guarayjski. Po tej
części uroczystości miał miejsce jeszcze uroczysty obiad w domu sióstr, a potem ...
znów w drogę do Santa Cruz. Bo każdy z nas wracał do swoich obowiązków.
Na stronie www.osrmis.ofm.pl na pewno wkrótce ukarze się więcej zdjęć z tej
uroczystości.
Zaczął się czas „urlopowy” dla niektórych współbraci. W tym tygodniu do Polski odlecieli Br. Felix i O. Sixto.
Życzymy im dobrego wypoczynku, nabrania sil, dobrego urlopu.
W tych dniach świętował także swe pierwsze urodziny w Boliwii Br. Marek. W Boliwii jest zwyczaj obchodzenia urodzin.
Skorzystałem wiec z okazji by spakować pocztę i wiele innych rzeczy które
się organizuje w mieście i pojechałem na krótko do El Fortin. Tam spotkałem
Bp. Antoniego i Br. Marka w dniu jego urodzin. Okazja wiec była by się spotkać,
pobyć chwile razem. Przez cały tydzień Br. Marek towarzyszył Bp. Antoniemu w drodze po
różnych parafiach i misjach wikariatu. Jeszcze tego dnia wróciłem wieczorem do Santa Cruz....zabierając przy okazji 4 siostry
udające się do miasta. Wracałem wiec „błogosławiony” miedzy niewiastami. Ale zawsze to
raźniej podróżować w towarzystwie. Nie dłuży się tak tak droga i odległości
, szybciej mija czas.
To tyle moich, dziś świątecznych wieści z Boliwii.
Chciałbym wszystkich pozdrowić od nas misjonarzy w Boliwii.
Pozdrawiam miłe mi Borki, bo wiem że tam tez czasem ktoś zajrzy i poczyta te moje misyjne wieści z Boliwii. Polecam siebie, nas wszystkich, nasze misje boliwijskie, waszej
pamięci i modlitwom.
Szczęść Boże !
Z pozdrowieniami Tarcisio Józef Lamik ofm
|
|