Misje OFM - serwis informujący o działalności misyjnej Zakonu Braci Mniejszych Polskiej Prowincji Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

Serwis informujący o działalności misyjnej Zakonu Braci Mniejszych Polskiej Prowincji Wniebowzięcia N.M.P. w Katowicach - Panewnikach


  < strona główna
 


 

 

 

 

 

 

 

tekst w formacie                                                      październik 2012 

 

Misjonarz z posłaniem w Boliwii, pierwsze wrażenia.

 

Po przylocie do Boliwii zatrzymaliśmy się na kilka dni razem z o. Cezarym w naszym klasztorze w Santa Cruz. Następnym przystankiem była miejscowość San Javier gdzie przebywa właśnie o. Cezary, tam odebrał mnie o. Kazimierz i przywiózł do Concepcion gdzie obecnie się znajduję. Jadąc tutaj zrozumiałem czemu w Santa Cruz współbracia mówili że jadę do „Vicariato Polaco” - okazała się że większość kapłanów tutaj to Polacy. Poznałem już 2 księży z diecezji tarnowskiej i jednego z opolskiej, oraz oczywiście naszych współbraci. Miasto Concepcion jest stolicą Wikariatu Apostolskiego Nuflo de Chawez. Samo Concepcion liczy ok 2 tysiące mieszkańców. Jednak nasza parafia która się tu znajduje swoim zasięgiem obejmuje wioski oddalone nawet o 120 km. Wiosek jest kilkadziesiąt, ale nie we wszystkich znajdują się kaplice, wówczas gdy jedzie się tam z Mszą sprawuje się ją w salce katechetycznej albo jeśli nawet takiego miejsca nie ma szuka się jakiegokolwiek 
w miarę odpowiedniego. 

Po pierwszym tygodniu pobytu w Concepcion pojechałem w niedzielę razem z 
o. Kazimierzem na cztery wioski. Ja sprawowałem Eucharystie w dwóch i on też 
w dwóch. To co uderzyło mnie w Boliwii to niespotykane bogactwo kolorów – pomimo suszy widziałem drzewa kompletnie bez liści ale za to z olbrzymia ilością kwiatów. Jest to dość nietypowy widok gdy widzi się pozornie uschnięte drzewo za to mogące się poszczycić tyloma kwiatami. Ojcowie mówili mi że wystarczy aby tylko na kilka dni przyszedł deszcz a wszystko się zazielenia – jakoś początkowo nie chciało mi się w to wierzyć jednak sam na własne oczy to zobaczyłem. Przez 3 dni był okres że padał deszcz i wszystko, począwszy od trawy aż po drzewa się zazieleniło. Co do mieszkańców to musze przyznać że są bardzo mili i otwarci. Na wioskach zaraz po przywitaniu podchodzili i się ze mną witali a dzieci bez skrepowania przytulały się co chwila. Można powiedzieć że pomimo iż jestem tu tak krótko już odkryłem dwa oblicza Boliwii. Pierwsze to miasto Santa Cruz – gdzie można śmiało było pomylić się że jest się w Europie choćby pod względem towaru w marketach. Drugie to to na wioskach gdzie można doświadczyć braku wielu rzeczy choćby niejednokrotnie elektryczności nie wspominając już o asfalcie. Ale wszystkie te braki są niwelowane przez ludzi którzy każdego obdarzają uśmiecham – a szczególnie wtedy gdy przyjeżdża do nich jakiś „padre” czyli kapłan. Przyznaję że nieco trudności początkowo sprawiały mi różnice jakie są w języku hiszpańskim którego uczyłem się w Europie a hiszpańskim tutaj. Różnicą jest choćby wymowa – w Hiszpanii mówi się „Dios con vosotros” czyli Pan z wami a tutaj „Dios con ustedes” czyli pan z państwem. Jest jeszcze kilka różnic które dopiero poznaję. Na terenie naszej parafii są dwa zgromadzenia sióstr jedne z Meksyku a drugie z Korei. 

Ostatnio od samego rana miałem niespodzianki – podczas śniadanie zdziwiło mnie że były przygotowane głębokie talerze – a każdy kto wchodził do jadalni mówił tajemnicze „pataska”. Oczywiście podano nam zupę – zjadłem ale wszyscy mnie obserwowali. Po śniadaniu dopiero zapytano mnie czy wiem co jedliśmy – oczywiście powiedziałem że jakąś zupę ale nie mam pojęcia co to było. Łaskawie zostałem poinformowany że zupa pochodziła z wioski Altamira gdzie mieliśmy się udać na odpust. Pataska jak ją nazywają wymaga wiele pracy w przygotowaniu – zaczyna się ja gotować już o 19.00 a kończy nad ranem. Zawsze jest ona podawana skoro świt więc może dlatego jest również wesoło nazywana „lavanta borachos” czyli pobudka pijaków. No ale wracając do zupy i tego z czego ona była zrobiona bo to było dla mnie największe zaskoczenie – jest ona robiona na bazie głowy świni. Ojcowie śmiali się że skoro już zjadłem pataske to chrzest bojowy mam za sobą. Dobrze że powiedzieli mi o tym dopiero jak zjadłem bo inaczej trudno byłoby mi się zmusić do jej spróbowania, a dzięki temu wiem ze następnym razem sam sobie nałożę większą porcje bo naprawdę jest dobra. 
Jeżeli chodzi o moje przeżycia związane z pobytem tu na misjach muszę z całą pewnością stwierdzić że dobrze się tu czuję. Takie wrażenie sprawia u mnie chyba wdzięczność z jaka się spotykam ze strony ludzi za to tylko że zwyczajnie się jest i sprawuje się im sakramenty. 


Przesyłam gorące pozdrowienia z Boliwii. 
Padre Pascual – bo tak tutaj brzmi moje imię.  

                                                                                                                                     































 

 


praca misyjna

galeria zdjęć 


linki do stron internetowych

 
 


kontakt z biurem misyjnym 


 
tel. 32 252-68-70 wew. 410, 411.

 


    

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

     
do góry