|
tekst w formacie
pdf
Bangui, 11 grudzień 2013 r.
Drodzy Bracia i Siostry w Polsce! Bliscy, Przyjaciele i Znajomi!
Dziele się naszymi aktualnościami ze zranionego Serca Afryki!
W części kraju już od roku a w stolicy od 24 marca doświadczamy zła napaści nowej rebelii (po 10 latach jak generał rebeliant stał się prezydentem), której zapowiadanym celem było usuniecie go z fotelu prezydenckiego. Sojusz różnych grup, części niezadowolonych Środkowo Afrykańczyków z północnego regionu z wielką pomocą najemników islamskich z Czadu i z Sudanu przeobrazili się w panowanie niezależnych samozwańczych "pułkowników", którzy podzielili się terytorium po tym, jak jeden z nich, wykorzystując sposobność, obwołał się prezydentem.
Zaczęły się rabunki, niszczenia i znieważania świątyń, gwałty i mordy niewinnych ludzi.
Kilka miesięcy temu pojawiły się głownie na zachodzie kraju grupy samoobrony w niektórych miejscowościach, które przez zasadzki i napady zareagowały na panoszenie się "władców" kraju - rebelii "Seleka". Choć szybko skojarzono ich religijnie jako chrześcijan, nie można nadużywać tego określenia - jak Radio France Internationale ("zbrojne grupy chrześcijańskie"!), bo przecież nie wszyscy są chrześcijanami. Chyba aby dodać sobie odwagi, nazywali siebie "anti-balaka" co może pochodzić od "anti-balle", jakoby "przeciw kulom z kałasznikowa". Ale raczej ma to powiązanie z długą już tradycja rebelii w Afryce, gdzie ludzie wierzą, że fetysze (często zawiniątka w małych woreczkach noszonych na szyi lub na ramieniu) ochronią ich skutecznie przed pociskami z broni. A więc "chrześcijanie" nie z różańcami na szyi tylko z wianuszkiem fetyszów?
Było głośno o nich w mieście Bossangoa i następnie w Bouar. Kilka zdjęć w telewizji czy w Internecie przedstawiało młodych ludzi, z maczetami, z nożami, rzadko z jakąś strzelbą. A mimo to weszli oni - na jeden dzień - do miasta, gdzie kilka kilometrów dalej znajduje się baza wojskowa i rodzaj koszarów dla nowej siły narodowej (trudno nazwać rebeliantów armią!). Prawdopodobnie już w Boaur byli z nimi ludzie uzbrojeni w broń automatyczną i przenośne rusznice.
Tydzień temu, w środę 4 grudnia, byłem do południa w banku, w centrum hotelowym, misyjnym i w mieście na małe zakupy. Nic nie wskazywało, że nazajutrz rano będzie znowu sytuacja wojny, która sparaliżuje stolice.
Jak się okazało, wcześnie rano zaplanowane i dobrze zorganizowane wojskowo ataki dotknęły jednocześnie cześć wschodnią i północną Bangui, miedzy innymi w miejscu, gdzie są duże koszary i plac ćwiczeń wojskowych. Trwało to kilka godzin, później rozpoczęły się represje w dzielnicach, gdzie "seleka" to znaczy ex-rebelianci, jak ich tu nazywają, szukali winnych... najczęściej wśród niewinnych ludzi, cywilów. Tymczasem, nie tylko według oceny francuskich żołnierzy, najprawdopodobniej była to próba kolejnego przewrotu, albo dawnych żołnierzy byłego prezydenta Bozize, albo może i pewnej części niezadowolonych rebeliantów (co raczej mniej prawdopodobne, ale możliwe) Dziwne, że wybrano czas tuż przed głosowaniem rezolucji na forum ONZ w sprawie interwencji wojsk francuskich i sił afrykańskich. Te zamieszki niejako "pomogły" w przyspieszeniu decyzji prezydentowi Francji. Zbieg okoliczności?
Bolesne są konsekwencje: w parafiach i przy dużych klasztorach albo szkołach katolickich wielotysięczne grupy ludzi, którzy uciekli z domów, bo bojówki "seleka", już nie w mundurach, ale często po cywilu, głownie w ciemnościach chodzą "od drzwi do drzwi" po zakamarkach dzielnic, czyniąc zło ludziom, zabijając, kradnąc itd. Jeśli w marcu były raczej kradzieże, to teraz wyrazy mszczenia się na bezbronnej ludności. Prawda jest, że niektórzy młodzi atakują domy i sklepy muzułmanów, poranili i zabili niemało osób, zniszczyli, co najmniej dwa meczety Wzajemne wyrażanie złości, mimo apeli przedstawicieli Kościoła czy wspólnoty islamskiej. Czerwony Krzyż podał około 400 a wczoraj już prawie 470 osób zmarłych. Umierają też ludzie na zawały serca, dzieci z powodu chorób, niedożywienia.
Ta sytuacja nie pozwoliła w ubiegłym tygodniu na przeżycie dorocznej diecezjalnej pielgrzymki maryjnej (miejsce celebracji około 25 km poza stolicą), chyba też będzie podobnie dla naszej pielgrzymki parafialnej tu z Bimbo, przewidzianej na najbliższą sobotę. I znowu, jak rok temu albo i gorzej, święta Narodzenia Pańskiego będą przeżywane w atmosferze strachu i niepewności.
Może siły międzynarodowe, głownie Francuzi, którzy już stracili dwóch młodych żołnierzy, zabitych nocą z poniedziałku na wtorek blisko lotniska, w pobliżu ich bazy, które rozpoczęły niełatwe kontrole, aby rozbroić grupy i indywidualne osoby, jakoś poradzą sobie z tym nieszczęściem i będzie spokojniej na Święta !?
Od tygodnia praktycznie mało co wychodzimy z domu, tylko na potrzebne zakupy czegoś do zjedzenia (mamy pewne zapasy ryżu, mąki maniokowej, cukru, oleju, makaronu, cebuli i soli), albo do kościoła parafialnego w niedziele, i jak zwykle w czwartki rano. Nie ma regularnego transportu
busikami czy taksówkami z Bimbo do centrum miasta, odwołano loty międzynarodowe, nie ma nauczania w szkołach czy na uniwersytecie a także na naszych miedzy zakonnych wykładach. Organizujemy życie i prace w domu, w ogrodzie, spotkania formacyjne z młodymi.
Już mamy odwiert studni głębinowej, ale nie zdążyli przyjechać, aby sprawdzić i zainstalować pompę. Czekamy, z nadzieja, że kiedyś przybędą (czekaliśmy około półtora roku!!!)
Jezus Chrystus i Jego a także nasza Matka niech pochyla się nad naszym krajem, nad życiem i boleściami jego mieszkańców, abyśmy mogli cieszyć się pojednaniem, pokojem i sprawiedliwością (czytam
egzortacje post synodalną dla Afryki papieża Benedykta "Africae munus" właśnie na te tematy)
Zapewniam o naszej braterskiej modlitwie, Wam także polecamy nasze troski i doświadczenia misyjne!
Pokój i Dobro!
brat Zbigniew Tadeusz Kusy, OFM
O sytuacji w Republice Środkowoafrykańskiej
możemy przeczytać w serwisach informacyjnych.
_____________________________________
Chrześcijanie rozbijają się
w znajdującym się w Bangi klasztorze.
Schronienie znalazło tam ponad 10 tys. ludzi (Fot.
Jerome Delay AP)
Francuski żołnierz na ulicy
Bangi (Fot. STRINGER REUTERS)
Francuski transporter
opancerzony w Bangi (Fot. STRINGER
REUTERS)
Atak na ludzi podejrzanych o
współpracę z Seleka (Fot. Jerome Delay
AP)
Żołnierz sojuszu Seleka bije
swojego kompana paskiem (Fot. STRINGER
REUTERS)
Uzbrojone bojówki środkowoafrykańskie
(Fot. Florence Richard - AP)
____________________________________________
Dwóch francuskich żołnierzy zginęło
w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie Paryż zwiększył
obecność swych wojsk, aby pomóc przywrócić stabilizację
w tym kraju - poinformowała kancelaria prezydenta Francji.
Żołnierze polegli w nocy w starciach w
stolicy kraju Bangi. Prezydent Francji Francois Hollande
kolejny raz poparł działania francuskich wojsk wspierających
siły afrykańskie w przywracaniu bezpieczeństwa w Republice
Środkowoafrykańskiej, ochronie ludności i zapewnianiu dostępu
do pomocy humanitarnej - czytamy w komunikacie Pałacu
Elizejskiego.
Od czwartku w Republice zginęło co najmniej 459 osób
Dzisiaj Hollande udaje się z krótką wizytą do Republiki Środkowoafrykańskiej.
Szef francuskiego państwa odwiedzi Bangi w drodze powrotnej z
uroczystości pogrzebowych byłego prezydenta RPA Nelsona
Mandeli.
W
sobotę Francja
zwiększyła swój kontyngent wojskowy w Republice Środkowoafrykańskiej
do 1600 żołnierzy z powodu obaw przed nowymi atakami byłych
rebeliantów islamskich na ludność stolicy, złożoną głównie
z chrześcijan. W poniedziałek francuscy żołnierze rozpoczęli
rozbrajanie stron walczących w Bangi. Od czwartku w Republice
zginęło co najmniej 459 osób. wg, PAP 10.12.2013
ZOBACZ
WIADOMOŚCI >>>
__________________________________________
W stolicy
Republiki Środkowoafrykańskiej doszło do krótkiej wymiany
ognia pomiędzy byłymi rebeliantami a francuskimi żołnierzami
próbującymi ich rozbroić. Francuzi przybyli do Bangi, aby
powstrzymać falę krwawych zamieszek, które wybuchły w mieście
trzy dni temu.
Do ataku doszło
w okolicach lotniska M'Poko. Stacjonują tam obecnie Międzynarodowe
Siły Afryki Środkowej (FOMAC), przebywające w Bangi z misją
pokojową. - Byli rebelianci z sojuszu Seleka nie chcieli
dobrowolnie złożyć broni. Doszło do krótkiej wymiany
ognia, po której uciekli. Strefa, w której doszło do ataku,
jest już zabezpieczona - powiedział Celestin Christ Leon,
rzecznik FOMAC.
Francja
zapowiedziała, że wysłani do Republiki Środkowoafrykańskiej
żołnierze będą stopniowo rozbrajać wszystkich bojowników
przebywających w Bangi. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, użyją
siły. Francuzi zdecydowali się na ten krok po trzech dniach
krwawych walk pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami, w których
według rachunków Czerwonego Krzyża zginęło co najmniej
394 ludzi.
Coraz więcej francuskich żołnierzy w Bangi
Francja od dłuższego czasu utrzymywała w Republice Środkowoafrykańskiej
kontyngent liczący 650 żołnierzy. Prezydent Francois
Hollande zdecydował jednak, aby zwiększyć ich liczebność
do ponad 1000. Siły pokojowe mają za zadanie opanować ciężką
sytuację w mieście oraz "chronić obywateli i interesy
Francji".
O wsparcie francuskich i afrykańskich sił stabilizacyjnych
poprosił premier Republiki Środkowoafrykańskiej Nicolas
Tiangaye. Wcześniej Rada Bezpieczeństwa ONZ zaakceptowała
przygotowany przez Francję projekt rezolucji, na mocy której
do Bangi zostaną wysłane wojska Unii Afrykańskiej oraz żołnierze
francuscy. Rada Bezpieczeństwa zwróciła się też do ONZ o
przygotowanie ewentualnej misji pokojowej.
Chrześcijańskie bojówki kontra muzułmański rząd
Miasto zaatakowali chrześcijańscy bojownicy, przeciwni
zdominowanemu przez muzułmanów rządowi tymczasowemu. Były
to najbardziej krwawe walki od czasu obalenia prezydenta
Francoisa Bozize przez rebeliantów z sojuszu Seleka. To oni
kontrolują obecnie rząd, dopuszczając się okrucieństw i
nadużyć, ale chrześcijańskie milicje również organizują
masakry muzułmanów.
Premier Tiangaye twierdzi, że walki w stolicy zostały
sprowokowane przez zwolenników byłego prezydenta, którzy
chcą obalić obecny rząd. Według "Le Nouvel
Observateur" do starć doszło na terenie całego kraju.
USA: Musimy zapobiec masakrze
Stany Zjednoczone i inne kraje Zachodu, pamiętając o masowym
ludobójstwie, do jakiego doszło w Rwandzie w 1994 roku,
wezwały w czwartek do podjęcia natychmiastowej międzynarodowej
operacji wojskowej w Republice Środkowoafrykańskiej, by
zapobiec masakrom ludności cywilnej - pisze Reuters.
Ekspert Amnesty International Joanne Mariner powiedziała w
rozmowie z Reuterem, że wiele wiarygodnych źródeł
informuje o licznych organizowanych ad hoc egzekucjach. -
Sytuacja w kraju błyskawicznie wymyka się spod kontroli -
dodała Mariner. Francja alarmowała od miesięcy, że w
jej dawnej kolonii może dojść do ludobójstwa.
Jedno z najbardziej zacofanych państw świata
Od wiosny w Republice Środkowoafrykańskiej, zaliczanej do
sześciu najbardziej zacofanych państw świata, panuje bezkrólewie,
a panami życia i śmierci stali się nieuznający żadnej władzy
watażkowie i rabusie, którzy grabią miasta i wioski,
dopuszczając się przy tym wszelkich możliwych zbrodni.
Według szacunków ONZ w wyniku trwającej od wiosny wojny
dach nad głową straciło ponad pół miliona ludzi (jedna
dziesiąta ludności), utrzymujący się z uprawy ziemi
rolnicy porzucili pola, a połowa mieszkańców kraju nie przeżyje
bez pomocy.
Ten liczący prawie 5 mln mieszkańców i niepodległy od 1960
r. kraj od początku uchodził za synonim biedy i upadku, a na
jego historię składały się zbrojne przewroty i rządy
krwawych tyranów, z których największą, złowrogą sławę
zdobył Jean-Bedel Bokassa (1966-79)
Krzysztof
Daukszewicz-Cęcelewski, APA, Reuters, AP 09.12.2013
ZOBACZ
WIADOMOŚCI >>>>>
______________________________________________________________
Krwawe
walki w Republice Środkowoafrykańskiej. Prawie 100 osób
zginęło, Francja wysyła wojsko
Co najmniej
98 osób zginęło w walkach w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej
Bangi. Rada Bezpieczeństwa ONZ zaaprobowała interwencję sił
pokojowych. Prezydent Francois Hollande zapowiedział, że
francuski kontyngent wyruszy w ciągu kilku dni lub kilku
godzin.
Różne źródła
podają sprzeczne informacje dotyczące liczby ofiar i
rannych. AP informuje, powołując się na pracowników
organizacji pomocowych, że zginęło co najmniej 98 osób, a
Reuters pisze o 105 ofiarach.
Według organizacji Lekarze bez Granic zginęło 50 osób, a
90 zostało rannych. "Le Nouvel Observateur" pisze o
masakrach na terenie całego kraju, nie podając żadnych
liczb. Większość ofiar w Bangi została zatłuczona kijami
lub zabita maczetami.
Wielogodzinne walki w stolicy
Po wielu godzinach intensywnych walk w stolicy premier
Republiki Środkowoafrykańskiej Nicolas Tiangaye poprosił po
południu o wsparcie francuskich i afrykańskich sił
stabilizacyjnych. Wcześniej Rada Bezpieczeństwa ONZ
zaakceptowała przygotowany przez Francję projekt rezolucji,
na mocy której do Republiki Środkowoafrykańskiej zostaną
wysłane wojska Unii Afrykańskiej oraz kontyngent francuski.
Rada Bezpieczeństwa zwrócił się też do ONZ o
przygotowanie ewentualnej misji pokojowej.
Prezydent Hollande zapowiedział, że Paryż
podejmie działania "jeszcze tego wieczora", by
przyspieszyć interwencję w Republice Środkowoafrykańskiej.
Chrześcijańscy bojownicy kontra muzułmański rząd
Chrześcijańscy bojownicy, którzy są przeciwni
zdominowanemu przez muzułmanów rządowi tymczasowemu,
zaatakowali Bangi dziś przed świtem. Doszło do najbardziej
intensywnych walk, odkąd w marcu rebelianci z sojuszu Seleka
obalili prezydenta Francois Bozize. To oni kontrolują obecnie
rząd, dopuszczając się okrucieństw i nadużyć, jednak
chrześcijańskie milicje również organizują masakry muzułmanów
- pisze AP.
Zdaniem premiera Tiangaye gwałtowne starcia w stolicy zostały
sprowokowane przez zwolenników byłego prezydenta, którzy
chcą obalić obecny, tymczasowy rząd. Jak podaje "Le
Nouvel Observateur", w całym kraju dochodzi do starć i
masakr; przedłużono godzinę policyjną, która od czwartku
obowiązywać będzie od godz. 18 do 6.
Zapobiec masakrom ludności cywilnej
Stany Zjednoczone i inne kraje Zachodu, pamiętając o masowym
ludobójstwie, do jakiego doszło w Rwandzie w 1994 roku,
wezwały w czwartek do podjęcia natychmiastowej międzynarodowej
operacji wojskowej w Republice Środkowoafrykańskiej, by
zapobiec masakrom ludności cywilnej - pisze Reuters.
Ekspert Amnesty International Joanne Mariner powiedziała w
rozmowie z Reuterem, że wiele wiarygodnych źródeł
informuje o licznych organizowanych ad hoc egzekucjach. -
Sytuacja w kraju błyskawicznie wymyka się spod kontroli -
dodała Mariner. Francja
alarmowała od miesięcy, że w jej dawnej kolonii może dojść
do ludobójstwa. Na lotnisku w Bangi stacjonowało od dawna
650 francuskich żołnierzy; w czwartek 250 z nich ruszyło do
miasta, by chronić obywateli i interesy Francji - podał
Reuters. apa, PAP 05.12.2013
ZOBACZ
WIADOMOŚCI >>>>>
|