Misje OFM - serwis informujący o działalności misyjnej Zakonu Braci Mniejszych Polskiej Prowincji Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

Serwis informujący o działalności misyjnej Zakonu Braci Mniejszych Polskiej Prowincji Wniebowzięcia N.M.P. w Katowicach - Panewnikach


  < strona główna
 


 

 

 

 

 

 

 

           Rafai czerwiec 2017r.

 

 Wiadomości z Republiki Środkowoafrykańskiej

W Niedzielę Palmową 2013 roku odziały rebeliantów pod przywództwem dżihadistów z Czadu i Sudanu zajęły stolicę RCA Bangui. W mgnieniu oka splądrowali cały kraj niszcząc budynki państwowe, merostwa, więzienia, żandarmerię. Za pieniądze z Arabii Saudyjskiej planowali odbudowę w nowym arabskim stylu. Do tego momentu mniejszość muzułmańska
(około 10%) żyła w całkiem niezłych stosunkach z resztą mieszkańców RCA. Niestety, wojna wszystko zmieniła, miejscowi muzułmanie przyłączyli się ochoczo do grabienia sąsiadów  - w naszej misji w Rafai zabrali wszystkie samochody. 

Armia RCA została upokorzona, większość broni dostała się w ręce rebeliantów, a żołnierze rozproszyli się i pochowali gdzie kto mógł. Z dużym opóźnieniem jako pierwsza zareagowała Francja, wsparli ją żołnierze Unii Europejskiej, w tym żołnierze z Polski. Większość rebeliantów z Czadu i Sudanu wróciła do siebie z wojennymi łupami. Tymczasem kraj podzielił się na strefy kontrolowane przez rożnego rodzaju watażków, doliczono się ich czternastu. Dla ułatwienia można ich rozdzielić na dwie grupy: Seleka czyli muzułmanie i Samoobrona - nazwiemy ich „SO” czyli  Antybalaka, błędnie nazywana czasami przez media Milicją Chrześcijańską. Seleke od SO łatwo rozróżnić. Rebelianci z Seleki w większości mają twarze nomadów Peul, noszą różnego rodzaju mundury i kałasznikowy. SO to autochtoni obwieszani fetyszami od stóp do głów, najczęściej ze strzelbą myśliwską domowej roboty w dłoni. Co mają wspólnego? W większości to analfabeci (ci, co umieją czytać zajmują wysokie miejsce w ich hierarchii) pełni gniewu, zdeterminowani, gotowi na wszystko, żądni władzy. Co ich różni? Język, kultura i wiara - Selaka to muzułmanie, SO to mieszanka tradycyjnych wierzeń lokalnych z domieszką chrześcijaństwa,.

Żołnierze z Francji i Unii Europejskiej przygotowali teren pod misję ONZ. Wojaka ONZ dotarły do Rafai dwa i pół roku temu. Najpierw byli to żołnierze z sąsiedniego Konga, po kilku miesiącach zastąpili ich żołnierze z Maroka. Od 2013 roku w Rafai i podobnych miejscowościach nie ma już żandarmerii, nikt nie ściga złodziei, czy choćby chuliganów. Nikt nie próbował osądzić, rozliczyć, czy ukarać tych, co w 2013 plądrowali kraj. Brak sprawiedliwości rodzi złość i gorycz, a to popycha do zemsty. 

Dwa tygodnie po Wielkanocy, 12 km od Rafai w stronę Bangassou, Seleka-Peul urządzili rzeź na drodze, siedmiu ofiarom poderznęli gardła, tak jak robią to zabijając krowy, a uczą się tego od dzieciństwa. Było ich około dziesięciu, a średnia wieku  nie przekraczała 20 lat. Jeszcze tego samego dnia czterech z nich zostało zatrzymanych na skradzionych motorach przez SO 25 km od Bangssou w wiosce Yongofongo - karę śmierci wykonano natychmiast. Te dwa wydarzenia były jak detonator, który uruchomił gigantyczną lawinę. Napady na drogach, bezsensowne zabijanie przebrało miarkę. W Zacko, gdzie jest kopalnia diamentów, co rusz jakaś banda chciała skorzystać z diamentowej manny i ci, co w pocie czoła kopią i organizują wydobycie, postanowili położyć temu kres. Egzekucja czterech morderców uczyniła z nich miejscowych Janosików - zyskali natychmiastowe poparcie całej nie muzułmańskiej ludności. Dwa tygodnie po tym wydarzeniu pojechałem do wiosek w stronę Bangassou, każdego dnia widziałem jak rośnie poparcie dla SO. W poniedziałek po zakończeniu pracy w wioskach z ojcem Dorianem ruszyłem do Bangassou. Przed samym Bangassou mijaliśmy konwój ONZ  - dwa wozy pancerne i trzy jeepy z karabinami maszynowymi, jechali odebrać konwój, który wyjechał z Rafai, w połowie drogi następuje wymiana. Ochroniarzami byli żołnierze z Maroka, a konwojowali żołnierzy ze Srilanki i ich lawety ze sprzętem do budowy dróg (buldożer, koparka idt.) W Yongofongo SO w samym środku wioski zwaliła na drogę spore drzewo. Konwój musiał się zatrzymać, żołnierze wyszli by zobaczyć przeszkodę, chłopcy z myśliwskimi strzelbami domowej roboty nie robili na nich wrażenia, do tej pory nie było żadnych problemów. 

Niestety chłopcy z SO zażądali otwarcia kontenerów celem kontroli, tu Janosikom woda sodowa uderzyła do głowy, doszło do przepychanki i kto pierwszy strzelił nie wiadomo – wiemy, że zginęło 4 żołnierzy ONZ. Następnego dnia do szpitala przywieziono prawie trzydziestu rannych z SO, większość z ranami postrzałowymi w nogi, czyli żołnierze, jak długo było to możliwe, próbowali kontrolować sytuację. O zabitych będę pisał później. W ów nieszczęsny poniedziałek do Bangassou przyleciał kardynał Dieudonne Nzapalainga, duma RCA,  pierwszy kardynał w historii tego kraju, kardynał pochodzi z Bangassou i była to jego pierwsza wizyta. Kardynał miał odwiedzić wszystkie miejscowości, gdzie sytuacja była zapalna, chciał rozmawiać z każdą grupą SO. We wtorek rano okazało się, że żołnierze ONZ nie są w stanie odzyskać ciał swoich zabitych kolegów. Nie byli nawet w stanie dotrzeć do Yongofongo (zwalone kolejne drzewa i rozebrany most). Negocjacje prowadzone przez kościół katolicki trwały trzy dni, w końcu udało się wydobyć zwłoki z ukrytej mogiły. SO nie ma naczelnego dowództwa, każdy kolejny szef stara się być groźniejszy od poprzedników, czyli bardziej naburmuszony, głośniejszy i bardziej agresywny. Kardynał kontynuuje wizytę, z czterech grup tylko jedna nie zgodziła się na rozmowy. W sobotę o trzeciej nad ranem budzą nas odgłosy wojny. Wydawało mi się to niemożliwe, SO nie może zaatakować Bangassou, w basie ONZ widziałem przynajmniej 10 wozów pancernych, kilkanaście jeepów opancerzonych a jednak. Ktoś zorganizował SO, przyszli w setkach ze wszystkich możliwych kierunków od Bangui, od Rafa i z północy z Bakumy. Niektórzy przypominali wikingów - do kapeluszy mieli przymocowane krowie rogi, inni przypominali ubogich kosmitów, wybłocone nędzne ubrania przypominające raczej stracha na wróble ale za to w srebrnych kaskach motorowych, chude sylwetki sprawiały, że głowy były nieproporcjonalnie duże. Musieli być wśród nich i zawodowi żołnierze, prawdopodobnie z byłej armii RŚA. Mieli nie tylko kałasznikowy ale i bazuki (lance raquette). Atak był zsynchronizowany i przeprowadzony po mistrzowsku. Najpierw otoczyli bazę, czyli odcięli dwa wozy stojące na posterunku w dzielnicy arabskiej przed meczetem. Prawdopodobnie działając z zaskoczenia pierwszym strzałem zabili żołnierza na wieżyczce wozu pancernego, pozostali w panice chcieli dostać się do bazy, czyli zostawili dzielnice muzułmańską na pastwę losu. Muzułmanie byli, jeśli można tak powiedzieć, przygotowani na atak, wymiana ognia trwała do trzynastej bez przerwy. 

Z bazy ONZ nikt się nie ruszył, cały czas byli pod obstrzałem. Jedynie helikopter bojowy z innej bazy przylatywał i rzucał bomby ogłuszające Po południu kardynał z biskupem Bangassou dotarli do meczetu pełnego kobiet i dzieci, byli też ranni i zabici. Rozpoczęła się ewakuacja, a za zasłonę kuloodporną służyli kardynał i biskup. Kilka minut po odjeździe kardynała, snajper trafił imama. Misja katolicka zamienia się powoli w obóz dla uciekinierów, wszyscy się obawiają, że świętość miejsca nie wystarczy by powstrzymać rządzę zemsty. Na meczecie pojawił się napis: „ONZ odpowiedzialny za ludobójstwo muzułmanów w Bangassou”. Ponoć Marokańczycy w niebieskich hełmach zapewniali muzułmanów, że ich obronią. Zadziwiające, obie strony konfliktu są przeciwko wojskom ONZ. ONZ wydaje gigantyczne sumy na utrzymanie swoich wojsk w RŚA, niestety w przypadku wojsk stacjonujących w Rafai (w Bangassou wygląda to chyba podobnie), to jedno wielkie marnotrawstwo. Mam wrażenie, że ONZ rekrutuje swoje siły z przetargu, czyli wygrywa kto tańszy. A może pieniądze ONZ trafiają do Maroka i tylko niewielka część tych środków wraca do żołnierzy marokańskich w Rafai? W każdym bądź razie mało przypominają wojsko, żyją w warunkach więcej niż spartańskich. Mimo to mogli coś zrobić, wystarczyłoby raz, czy dwa razy w tygodniu wysłać partol  i przejechać przez wszystkie wioski, w każdej miejscowości spytać szefa czy wszystko w porządku. Ograniczali się jedynie do konwojowania transportów wojskowych. Przez ostatnie dwa lata w okolicach Rafai na głównej drodze doszło do kilka ataków LRA -  ani raz nie pofatygowali się, żeby zobaczyć, czy można coś zrobić. Prawdą jest też, że stracili przez te dwa lata 10 żołnierzy ( 7 w Bangassou i okolicy, 2 w Zemio i 1 w Rafai). Są bardzo gościnni, sympatyczni, ale nie tego przecież oczekuje się od wojska. Honor wojsk ONZ uratowali komandosi z Portugalii, ale o tym za chwilę. W niedzielę Eucharystia miała być wielkim świętem na cześć kardynała, a przypominała raczej mszę żałobną. Kardynał przypomniał wymagania ewangelii, przebaczenie, pokój, pojednanie to wartości wymagające większego hartu ducha j niż zemsta, ale jego słowa nie budziły entuzjazmu, większość ludności w Bangssou przyznaje rację SO. Trzy lata temu każda dzielnica w Bangassou była ograbiona, długi nie zostały wyrównane. Teraz w kraju muzułmanie dali natychmiast do zrozumienia, że krzywda wyrządzana ich braciom w Bangassou będzie pomszczona. 

Trzyletni wysiłek pacyfikacji kraju znowu zachwiał się w posadach, o tym ludzie w Bangassou nie myślą. Po południu znowu słyszeliśmy strzały i helikopter próbujący odpędzić napastników z dzielnicy muzułmańskiej. Nikt o tym nie mówił głośno ale obawialiśmy się masakry na wielką skalę. Godzinę przed zachodem słońca wieka niespodzianka, misję otoczyły jeepy komandosów z Portugalii. Druga grupa wjechała w dzielnicę gdzie SO miała swoją bazę, Portugalczycy urządzili w kilka minut taką kanonadę, że kto żyw rzucił się na ziemię, ci co byli w domach wczołgali się pod łóżka (między innym Barou nasz kucharz). Zagrozili też, że kto pokaże się z bronią w ręku zginie natychmiast. Oczywiście niewielka grupa komandosów nie może opanować wszystkich dzielnic, być wszędzie, ale to już wystarczyło, żeby utemperować SO. Następnego dnia w asyście komandosów ewakuuje się prawie dwa tysiące muzułmanów, wszyscy znajdują schronienie na misji, budynki szkolne małego seminarium, kuria, katedra. Trzy lata temu muzułmanie zabrali z misji wszystko, w warsztacie nie zostało ani jedno narzędzie, ani jedno auto (diecezja Bangassou straciła 20 samochodów terenowych), teraz znaleźli tu schronienie. Przed ewakuacją kobiety i dzieci schroniły się w meczecie, większość mężczyzn broniła swoich domów, zwłaszcza sklepów i składów z towarami, ci co złożyli broń mgli wsiadać na ciężarówki wysłane prze biskupa. Jeszcze ostatnia ciężarówka obstawiana przez komandosów nie odjechała, a tu już jak sępy setki młodych ludzi rzuciły się do grabienia. Pilot z helikoptera rzucił im ostatnią bombę ogłuszającą, hieny przywarły na chwilę do ziemi dopóki szok nie minął, ale teraz nastała ich godzina. 

Kiedy wszystko już wyratowali, podłożyli ogień, żeby gospodarze nie mieli do czego wracać. Z meczetu zniknął blaszany dach. Komandosi zostali w Bangassou tylko trzy dni, musieli jechać w inne zapalne miejsce. Na misji zastąpili ich Marokańczycy, obstawienie sporego terenu misji z dwoma tysiącami uciekinierów nie jest proste a ryzyko ataku spore. Ponoć wśród uchodźców są prawdziwi kaci, mówi się o tych, co trzy tygodnie temu podrzynali gardła na drodze do Rafai. Po tygodniowych negocjacjach udaje się nam wrócić do Rafai. Tu też spore zmiany, nie ma już ani jednego muzułmanina, uciekli zanim SO tu dotrze i trzeba przyznać, że mieli rację. Pierwsi przedstawiciele SO pojawili się we wtorek 23 maja, tydzień późnej mają już w swoich szeregach ponad 300 młodych z Rafai i okolicy. Przypomina to wirus, który rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie. Adepci oprócz fetyszy dostają „szczepionkę”, wstrzykują im coś w prawą rękę podskórnie, ma to ich czynić niezniszczalnymi (mam nadzieję, że to woda destylowana). Przejęli władzę sądowniczą i wykonawczą. Wyrok i kara zależy do nastroju sądzącego, nasilenia jego gniewu i skłonności sadystycznych. W Bangassou w niedzielę 28 maja trzech miejscowych księży i trzy siostry zakonne jechali na niedzielną Eucharystię do wioski w Kongo (miasto jest nad rzeką graniczną). Zabrali ze sobą kobietę z pięciorgiem dzieci, to muzułmańska rodzina, ich ojciec zdążył przedostać się do Konga zanim rozszalała się zawierucha. Granicy strzegą przedstawiciele SO, kazali wszystkim wyjść z samochodu, zabrali matkę z dziećmi i poszli z nimi do lasu wykonać egzekucję, księży i siostry uprzedzili, że jeśli wykonają jakiś gest też dostaną po kuli. Dzieci zginęły, ale matka z przestrzelonym płucem przeżyła, udało się ją zabrać do szpitala. 

Problem SO polega na tym, że nie ma tam żadnej kontroli, kryminaliści i szaleńcy znaleźli tu teraz swoje miejsce. Młodzi z Rafai podnieceni duchem patriotycznym lgną do nich jak do wybawicieli. Ratują ojczyznę, pewni siebie - z taką szczepionką i tyloma fetyszami nic im nie może się stać. Podczas nieszczęsnego pobytu w Bangassou przyszła do mnie Walerie, znam ją od dziecka, skończyła szkołę szycia i teraz pracuje z siostrami jako animatorka. Walerie wpadła w ręce Seleki-Peul trzy tygodnie temu kiedy podrzynali gardła na drodze między Rafai – Bangassou. Pokazuje mi blizny na rękach po sznurach. Jej się udało, nie zabili jej. Teraz chce wrócić do Rafai. Ponieważ było to dwa dni po ataku na dzielnicę muzułmańską pytam ją czy wie ilu jest zabitych. Według niej zginęli tylko muzułmanie.
Po pierwszym ataku na odział ONZ w Yongofongo do szpitala przywieziono koło 30 rannych z ranami postrzałowymi. W pierwszej relacji mówili o 25 zabitych, ale następnego dnia, kiedy Czerwony Krzyż próbował ustalić listę ofiar, zaprzeczyli jak Waleria, by ktokolwiek  z nich zginął. Przyznanie się do ofiar byłoby zaprzeczeniem skuteczności ich słynnej szczepionki i fetyszy. Tak więc na własne oczy widzę jak w Rafai rodzi się hydra, nie wiadomo czym się to skończy, do jakich nieszczęść jeszcze doprowadzi. ONZ w Rafai od trzech tygodni nie opuszcza bazy, nie pokazują się na oczy miejscowym. Tymczasem SO dotarła już 15 km od Zemio, to ich kolejny cel. W Zemio jest, a raczej była, spora wspólnota muzułmańska. Wielu już wyprzedało towar ze swoich sklepików i uciekło do Konga. Ponoć zostali Czadyjczycy, którzy szykują się do obrony. Kim są? Trudno powiedzieć, tu nikt niczego nie kontroluje, każdy może przyjść, na przykład przestępcy ścigani w ościennych państwach.
Rodzi się wiele pytań. Czy ktoś tym steruje? Niedawno w kraju odbyła się wielka konferencja pod przewodnictwem ONZ wszystkich możliwych grup rebelianckich. Świat obiecuje spore pieniądze w zamian za rozbrojenie. Może ktoś wpływowy nie załapał się na konferencję i potrząsnął szczepionkami i fetyszami na wschodzie kraju, teraz na pewno załapie się na program rozbrojenia w zamiana za stosowną rekompensatę. 

Co będzie działo się za tydzień albo dwa?. Region jest sparaliżowany, żaden transport nie dociera do Bangassou (muzułmanie blokują drogę na odcinku 300 km w połowie drogi między Bangassou - Bangui). Nie ma już mydła, soli, lekarstw. Nasze szkoły są otwarte, w liceum przygotowują się solidnie do matury. Ale czy będą egzaminy? 

O. Kordian Merta OFM  

 

 


praca misyjna

galeria zdjęć 


linki do stron internetowych

 
 


kontakt z biurem misyjnym 


 
tel. 32 252-68-70 wew. 410

 


    

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

do góry