Wydarzenia 14 września 2022
Pożegnania i powroty

Moi Kochani,

Nadszedł czas gdzie nasi Misjonarze wracają ze swoich urlopów do miejsc w których służą bliźniemu
i głoszą słowo Boże.
Pożegnania z rodzinami są bardzo trudne, ale dzięki naszej modlitwie i mocy Bożej powroty na misje
są piękne.

Chciałabym Wam przedstawić list O. Symeona ze swoimi refleksjami.

Piękną inicjatywą Ojca Symeona jest możliwość otrzymywania Jego listów na adres e-mail .
Jeśli jesteś zainteresowany- napisz wiadomość. O.Symeon na pewno będzie szczęśliwy.

14.09.2022, Bimbo, RCA

 

 

 

Pokój i dobro!

 

 

 

Skupiamy nasz wzrok na Krzyżu, którego święto dziś w Kościele obchodzimy. Oczywiście nie chodzi nam o sam krzyż, ale o Tego kto na tym krzyżu został nam dany. „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego dał…”. Nie z przypadku w dniu poprzedzającym to święto, w Kościele słuchaliśmy Ewangelii o wdowie, która utraciła swojego jedynego syna. Otoczona tłumem żałobników, a jednak sama. Bóg dostrzega jej nieszczęście i daje jej syna. Chcę w tej scenie dostrzec nie tylko syna matki, ale Syna Ojca, który zostaje dany. Bóg daje mi Syna, by dać mi życie, by dać mi „jutro”, by mnie ze sobą złączyć. 

 

 

 

Odczytuje w tym Słowie moje życia, moje ostatnie dni. Bo oto wyjechałem, znów przyszło mi coś zostawić. Ta strata może nie jest tak drastyczna jak ta opisana w Ewangelii o wskrzeszeniu młodzieńca ale to przeświadczenie pozostania samemu jest we mnie żywe. De facto, wciąż jestem otoczony ludźmi, o czym za chwilę, ale oderwanie od przyjaciół i rodziny wprowadza pewną nostalgię. I w tym czasie „pożegnania”, Bóg daje swoją Obecność w swoim Synu. 

 

 

 

Nasza podróż do Republiki Środkowoafrykańskiej rozpoczęła się w poniedziałek, piątego września. Wraz z Biskupem Zbigniewem Kusym, Barnabą Dziekanem i Normanem Samselem pożegnaliśmy się z braćmi i ruszyliśmy z br. Markiem jako szoferem na lotnisko w Krakowie. Wyprawa była tęga, bo każdy z nas zabierał trzy walizki a więc samochód osobowy nie wystarczał. Na szczęście udało nam się wyjechać busem. Na lotnisku nadaliśmy bagaże. Nie mieliśmy większych problemów a lekka nadwyżka wagowa przeszła bez nadpłaty, dzięki uprzejmości obsługujących. Z lekkim opóźnieniem ruszyliśmy do Paryża. Tutaj czekał nas nocleg, aby we wtorek odlecieć dalej. 

 

 

 

Była to dla mnie sposobność by wykorzystać tę przestrzeń czasową i odwiedzić znajomą. Udało nam się umówić przed lotniskiem i samochodem ruszyliśmy do małej, urokliwej podparyskiej miejscowości Senlis. Wiola uraczyła mnie francuskimi serami oraz innymi przysmakami. To taki ostatni smaczek przed powrotem do afrykańskiej kuchni. Wybraliśmy się też na małą przejażdżkę po okolicy ale niestety deszcz uniemożliwił nam zwiedzanie ciekawszych zakątków. 

 

 

 

Tak to ukontentowany o poranku szóstego dnia września dołączyłem do braci na lotnisku, z torbą pełną serów, które były nie lada gratką na wieczornej rekreacji już w Bimbo. Sześciogodzinny lot z Paryża do Bangui wypełniłem czytaniem książki, posumowaniami rachunkowymi z wakacji, oraz relaksem przy budowaniu wirtualnego miasta w SimCity . Podróż umilał też fakt, że pierwszy raz od kiedy latam, zdarzyło się nam że siedzieliśmy w czwórkę koło siebie. Zazwyczaj jesteśmy rozrzucani po całym samolocie. 

 

 

 

W Bangui przywitał nas żar. Inaczej być nie mogło. W pierwszej kolejności sprawdzano nam temperaturę, później wypełnialiśmy druczki dotyczące Covida, następnie inne wydruki oddawane policji. W końcu odbyliśmy kontrole paszportową i dobrnęliśmy do sali odbioru bagażu, gdzie przyszło nam trochę odczekać. Wszystkie dwanaście walizek dotarło jednak bez szwanku do celu. Była to dla nas wielka ulga i radość. Z lotniska odbierał nas Kordian. Do domu dotarliśmy przed 18h00 czasu miejscowego, czyli krótko przed zmrokiem. Po wspólnej Eucharystii zasiedliśmy do braterskiego stołu i długo żeśmy się nie mogli oderwać…

 

 

 

Powrót do Afryki po wakacjach, i to w takim gronie, niejako automatycznie układa nasz plan na następne dni: odwiedziny. Przez cztery kolejne dni udawaliśmy się to do Benedyktynek, to do Dominikanek, do Franciszkanek i w końcu także do Polaków. By się przywitać i podzielić skarbami z Polski. W międzyczasie do naszego domu zawitali inni Polacy, wolontariusze którzy wczoraj wrócili do Polski. Jako że księża z tarnowskiej diecezji, którzy dotychczas posługiwali w parafii na której terenie jest nasz dom, oddali parafię miejscowym księżom, toteż nowym przytułkiem dla Polaków przylatujących i odlatujących z RCA stał się nasz franciszkański dom. Spotkań więc było co nie miara! Wszystkie piękne, przyjemne… ale zebrane do kupy: męczące. Zwłaszcza na początku pobytu. 

 

 

 

Po moim przylocie do Bangui (dokładnie do Bimbo, gdzie znajduje się nasz dom) trzy noce spędziłem w pokoju gościnnym, po czym w piątek już na stałe przeprowadziłem się do mojego pokoju, po Kordianie. Cały dzień zajęło mi oporządzenie pokoju, małe przemeblowanie i zainstalowanie się. Muszę jeszcze nieco ogarnąć gniazdka elektryczne bo mam tylko jedno które działa. Teraz jestem już rzeczywiście u siebie. Choć w ostatnim tygodniu nie miałem za dużo czasu, by się tą moją przestrzenią nacieszyć. Wiele czasu zżera mi dbanie o sprawy, o których normalnie się nie myśli – przełączanie źródła prądu (gdy ten z miasta zostaje odcięty trzeba przełączyć na akumulatory zasilane bateriami słonecznymi) , podłączenie pompy wody gdy tylko pojawia się prąd z miasta, przełączenie zamrażalek, by się nie rozmroziły… Naprawdę kosmiczne sprawy  

 

 

 

Jakby atrakcji było mało, w niedzielę wszyscy byliśmy w Boali, na prymicjach naszego brata, Fabiana. Była to piękna okazja, by spotkać się z wiernymi, z którymi pożegnałem się przed dwoma miesiącami. Dobrze było być razem, przez tę krótką chwilę. Widzę jednak, że z radością wyjechałem wieczorem do Bimbo, do mojego nowego domu. Boali było piękne, ale już się chyba przestawiłem że to „było”, i nie ma we mnie pragnienia, by tam póki co wracać. 

 

 

Najbliższe dni stawiają przede mną wyzwanie wejścia w rytm tego domu i poukładania sobie obowiązków. W tym wszystkim pragnę także wypracować czas na modlitwę: Słowo i adorację. To ważne, by wyrobić sobie pewne nawyki w nowym miejscu, by Syn, który został nam dany mógł królować w codzienny życiu swoich wiernych.