Misje OFM - serwis informujący o działalności misyjnej Zakonu Braci Mniejszych Polskiej Prowincji Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

STRONA GŁÓWNAHISTORIAPRACA MISYJNAGALERIALINKI                                                             


   Świadomość głoszenia Ewangelii wszystkim narodom, zgodnie z nakazem misyjnym Chrystusa (por. Mk. 16,15; Mt. 38,19), towarzyszyła Kościołowi od początku i zawsze prowadziła bardziej do czynnego rozpowszechniania Ewangelii w świecie...

       więcej>>


    Jak wygląda zaangażowanie na polu misyjnym braci z naszej prowincji Wniebowzięcia NMP z Katowic...

 więcej >>


  Galeria zdjęć dokumentujących pracę misyjną naszych współbraci oraz działalność naszego sekretariatu...

 więcej>>


     Linki do wybranych miejsc w Internecie - znanych i mniej znanych...

   więcej>>


 


  Rafai listopad-2003


Drodzy Przyjaciele!

  W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że znajdzie się tylu ludzi dobrej woli gotowych pomóc dzieciom w Afryce. Biorąc pod uwagę sytuację ekonomiczną w Polsce, jest to tym bardziej wzruszające. Niektórych spośród Was miałem szczęście spotkać w czasie urlopu. Wielu pytało z niedowierzaniem, czy 40 zł (10 euro) rzeczywiście wystarczy, by dzieciak mógł chodzić do szkoły przez cały rok. Dokładnie tak! Rachunek jest dość prosty: na każdego nauczyciela przypada około pięćdziesięciu uczniów, nauczyciel zarabia średnio 50 euro miesięcznie. Jeśli na każdego ucznia mamy 10 euro, to wystarczy, by opłacić nauczycieli przez 10 miesięcy roku szkolnego. Rodzice dzieci też mają obowiązek opłacenia szkoły, stawka wynosi 2,5 euro. Opłata uiszczana jest zwykle w naturze: orzeszki ziemne, ryż, kury. W zeszłym roku mieliśmy 1300 uczniów, z czego połowa wpłaciła czesne. Było tego prawie 200 worków. Nasz stary jeep musiał się sporo napracować, żeby to wywieźć. 
Z ekonomicznego punktu widzenia jest to nierentowne. Orzeszki i ryż wywozimy do stolicy regionu, prawie 300 km. Tam zamieniamy je na zeszyty i kredę. Wartość towaru nie pokrywa kosztów transportu. Dla nas nie ma to znaczenia, bo i tak musimy jechać po paliwo czy inne towary na budowę. Ważne jest, żeby rodzice mieli udział w utrzymywaniu szkoły. W normalnie funkcjonującym społeczeństwie państwo jest odpowiedzialne za edukację. Szkoły prywatne są wyrazem zamożności społeczeństwa, które stać na specjalne formy edukacji. W kraju tak biednym jak RCA nie może być mowy o szkołach prywatnych w ścisłym tego słowa znaczeniu, choć z prawnego punktu widzenia taki tytuł mamy. Nasze szkoły powinny nazywać się "solidarnościowe" - byłoby to bliższe prawdy. Ponieważ nie możemy liczyć na rząd, musimy - na ile to możliwe - zmobilizować rodziców. Nie jest to łatwe; składa się na to wiele czynników. Społeczeństwo jest skrajnie pasywne. Prawie niczego nie możemy sprzedać, niezmiernie trudno osiągnąć rentowność w jakiejkolwiek dziedzinie gospodarczej. Przykładowo, na skupie płacą 1 euro za 20 kg kawy. W porze suchej młodzi mężczyźni ładują na rowery worki z maniokiem lub orzechami ziemnymi i jadą około 400 km do kopalni diamentów. Dwa tygodnie temu na drodze spotkałem grupę znajomych chłopców z wioski Kossa, jadących do kopalni diamentów. Każdy z nich miał przymocowane do roweru cztery dwudziestolitrowe pojemniki z alkoholem. W porze deszczowej nie można transportować manioku ani orzechów; towar raz zamoczony psuje się natychmiast, dlatego wiezie się alkohol lub olej. Ci chłopcy mieli do pokonania 540 km, z czego jedną trzecią drogi rower trzeba prowadzić. Śpią gdzie noc ich zastanie. Żeby dojechać do celu potrzebują około dziesięciu dni. Potem odpoczynek i powrót. W drodze powrotnej przywożą do wioski sól, mydło, plastykowe buty. Po miesiącu skrajnie ciężkiej pracy zarabiają netto około 25 euro. W takich warunkach trudno o motywację do pracy. W naszym projekcie chcemy pokazać rodzicom, że przy zwiększeniu uprawy orzechów ziemnych i ryżu będzie możliwe choćby częściowe utrzymanie szkoły. W tym celu kupiliśmy od niemieckiej armii używaną ciężarówkę z napędem na cztery koła (tylko taka może u nas pracować). Lada dzień odbiorę ją z portu w Kamerunie. Teraz będziemy mogli odebrać czesne w naturze ze wszystkich szkół. Co więcej, materiały szkolne też będzie można kupić za płody rolne. Negatywna strona medalu to ta, że przypominam bardziej przedsiębiorcę niż duszpasterza. Oprócz pasywności jest jeszcze inny problem, wręcz nie do rozwiązania. Posłużę się tu konkretnym przykładem. W wiosce Baroua szkoła ma najlepsze wyniki, co zawdzięcza dyrektorowi, który jest bardzo dobrym pedagogiem. W styczniu 50% uczniów jeszcze nie przyniosło czesnego. Zdecydowaliśmy, że te dzieci mają po feriach przyjść do szkoły z rodzicami, celem wyjaśnienia sytuacji. Dyrektor miał kilka propozycji: redukcję, przesunięcie terminu na przyszłe zbiory, w skrajnych przypadkach umorzenie długu. Ku naszemu przerażeniu spośród 50 uczniów trzydziestu już więcej nie zjawiło się w szkole. Okazało się, że wszystkie te dzieci pochodzą z rodzin "rozbitych". Użyłem tu cudzysłowu, bo tak na dobrą sprawę te dzieci nigdy nie miały prawdziwej rodziny. Do lat sześćdziesiątych społeczeństwo Zande żyło w sposób tradycyjny. Ojciec szukał żony dla swojego syna. Po porozumieniu się dwóch rodzin i uiszczeniu podarku, dziewczyna stawała się integralną częścią swojego męża. Młodych o zdanie nikt nie pytał. Te związki były stałe, rzadko ktoś opuszczał rodzinę. W okresie kolonialnym ten system został podminowany. Władzę szefów wiosek przejęła administracja państwowa: żandarmeria, prefektura itd. Po uzyskaniu niepodległości ten stan jeszcze się pogłębił. Na dzień dzisiejszy wygląda to tak, że młodzi ludzie po uzyskaniu dojrzałości biologicznej rozpoczynają współżycie bez tworzenia struktur rodzinnych. Te związki są bardzo nietrwałe i dopiero w wieku trzydziestu pięciu lat stają się stabilne. Problem w tym, że dzieci poczęte w pierwszym okresie są wychowywane jedynie przez matkę, której nie stać nawet na jeden zeszyt. Co więcej, samotne matki (samotnych w zasadzie nie ma, powiedzmy bez stałego męża) wolą, żeby dzieci zostały w domu i w ten sposób pomogły w uprawianiu pola czy wychowywaniu młodszego rodzeństwa. Taka była mniej więcej historia tych trzydziestu uczniów, którzy opuścili szkołę. Dla lepszego zobrazowania posłużę się jeszcze jednym przykładem: dwa dni temu o siódmej trzydzieści melduje się w moim biurze uczeń piątej klasy (12 lat). Wygląda mizernie, ma na sobie strzępy ubrań o niezdefiniowanym kolorze. Został wyrzucony ze szkoły z powodu braku zeszytów. Sprawdzam jego sytuację rodzinną. Wychowuje go matka, która oprócz marnego jedzenia nie jest w stanie nic mu dać. Odsyłam ucznia do wychowawczyni z notatką, że pokryję koszty kompletu zeszytów. Kilka minut później siostra dyrektor wraz z uczniem wraca do mojego biura: "Ojcze, to nie jest rozwiązanie; jeśli rodzice pozostałych dzieci dowiedzą się, że on dostał za darmo, nie kupią już ani jednego zeszytu i będą czekać, aż wszyscy dostaną za darmo". Siostra dyrektor miała rację. W walce na cierpliwość nie mamy najmniejszych szans z rodzicami. Z matką chłopca już nic nie da się zrobić; ubrania, które ma na sobie dostał od siostry dyrektor w czwartej klasie i ani raz nie były wyprane. Podjęliśmy trudną decyzję. Tego dnia uczeń nie wrócił do klasy, pracował na misji, a w zamian dostał zeszyty (dorzuciłem też spodnie). Na terenie naszej misji problem szkoły to problem rodziny. Jeśli społeczeństwo Zande nie zmieni mentalności, grozi mu katastrofa. Choroby weneryczne, a zwłaszcza AIDS, zbierają tu tragiczne żniwo. Chrześcijańska wizja rodziny jest alternatywą, lecz zaszczepienie jej wymaga długich lat pracy. Sprowadzenie ciężarówki wystarczy, by natychmiast stworzyć mikrostrukturę ekonomiczną ułatwiającą funkcjonowanie szkoły. W przypadku rodziny jest to o wiele bardziej skomplikowane; być może okaże się, że kiedy nasi uczniowie trafią do gimnazjum (pierwsi w przyszłym roku), to odkryją, że nie trzeba rodzić dzieci mając 15 lat, że można zupełnie inaczej ułożyć sobie życie.

Drodzy Przyjaciele, już wkrótce będziemy przeżywać radosne święta Bożego Narodzenia. 
W imieniu nauczycieli i uczniów życzę Wam, by każde Boże Narodzenie było odrodzeniem nadziei w Waszych sercach.
Nadziei na lepsze jutro.
Nadziei na rozwiązanie problemów, które wydają się nie do rozwiązania.
Nadziei na zrealizowanie marzeń.
o. Kordian


P.s. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o działalności naszej misji, jest możliwość otrzymania kasety video w sekretariacie misyjnym. Film poświęcony jest głównie edukacji dzieci.


do góry
  
LIST Z AFRYKI