Wydarzenia 24 grudnia 2020
Święta w cieniu rebelii

Wraz z upływającym Adwentem sytuacja na naszej misji zmienia się diametralnie. Moje dotychczasowe plany w dość dużej mierze się powiodły. Dalsze będą musiały z pewnością poczekać. Udało mi się odwiedzić trzy wioski o których wspominałem. Przysporzyło mi to nieco bólu głowy. Na jednej okazało się, że cała wioska oszukała nas przy przedstawianiu kandydatów do bierzmowania i w ten sposób wśród tych którzy otrzymali sakrament były osoby żyjące w konkubinacie. Spawa wyszła na jaw przy mojej wizycie. Tegoroczne uroczystości chrzcielne w tejże wiosce zostały więc odłożone na bliżej nieokreślony czas a katechista został zawieszony w posłudze. Wielkie nieszczęście dla wioski, bo oto wspólnota straciła pasterza, jedynego który był w stanie czytać i pisać. Owszem. Ale pytanie jest zasadnicze: chcemy mieść fajne wspólnoty, które jakoś „działają”, czy może chcemy włączać wiernych w Misterium życia Chrystusa w Kościele? Podobne pytanie zawisło nad drugą wspólnotą w sąsiedniej wiosce. Tam to natomiast przełożony wspólnoty katolickiej żyje od bodajże dwóch lat z dwoma kobietami. Miał sprawę rozwiązać, by móc przygotować się do sakramentów. Nic jednak od roku nie drgnęło, a na domiar jedna z jego kobiet oczekuje dziecka. Zatem zamiast się wycofać, chłopak zaangażował się na całego… Tak więc i on został zawieszony w funkcjach. Obraził się i zadeklarował że pójdzie do innego kościoła… Wierni ubolewają bo któż teraz poprowadzi chór? Zainteresowany robił to wspaniale, ale pytanie pozostaje otwarte… chcemy tworzyć zaangażowane wspólnoty czy Kościół…?

Równolegle posuwamy do przodu sprawy budowlane. W kolejnych dniach udało się zrealizować prace przy wylewaniu fundamentów, co będzie można zobaczyć na zdjęciach. Dalsza realizacja budowy zależna jest od miejscowych. Jeśli rozpoczną produkcję cegieł jeszcze tej pory suchej, będzie można stawiać mury. Jeśli nie, poczekamy do kolejnych świąt Bożego Narodzenia. My zaś skupiamy się na tym co bliżej nas…

Lada dzień będziemy świętować wielkie Tajemnice życia Jezusa i życia Kościoła. Niestety, w RCA, głowy wiernych zaprzątają w tych dniach inne sprawy. Jak już wspominałem ostatnio, zbliżają się wybory, i sprawdzają się najgorsze scenariusze.

Otóż przed kilkoma dniami, dokładnie we wtorek, 15 grudnia przybyli do Boali proboszcz z oddalonej o 60km w kierunku zachodnim miejscowości – Bossembele, i jego stażysta, seminarzysta Krzysztof. Myślałem, że są przejazdem, że zatrzymali się, by pozdrowić. Ale okazało się, że planują przenocować w Boali. Wyjechali z Bossembele, jako że całe miasteczko opustoszało. Wpierw wyjechali żandarmeria, policja i mała grupa wojska. Toteż ludność długo nie czekała i zbiegła na pola, do lasów. Rebelia się zbliża. Tyle było wiadomo. Wyruszyć mieli spod Bossangoa, na północny wschód od Boali. Ich celem miałaby być stolica i przejęcie władzy w państwie poprzez zbojkotowanie zbliżających się wyborów.

Nasi goście przenocowali u nas, a nazajutrz zorientowawszy się nieco w sytuacji wyruszyli w drogę powrotną do swojej parafii. Na miejscu zastali wyludniałe miasto. Ale spokojne. Zainstalowali się w domu sióstr, które to tego dnia także wróciły z Bangui do Bossembele. Sytuacja wydawała się wyciszać. Jednak wciąż krążyło wiele pogłosek. Trudno było wyłapać istotę. W czwartek wciąż panował spokój. Mówiło się, że w kierunku jednej z parafii naszego dekanatu - Ndjio, rebelianci dali o sobie znać: kradzieże, strzały i domniemuje się nawet zabójstwo jednego z kierowców, który nie chciał oddać samochodu.

W Boali życie nadal się toczyło, choć można było wyczuć sporo napięcie. Część sklepików pozamykano. Właściciele zaczęli przenosić swoje produkty do domów rodzinnych, w głąb miasteczka. Bary i restauracje zaczęły się wyludniać. Zabrakło nocą muzyki… Ludzie wystawali na rogach dyskutując i siejąc zamęt m.in. poprzez wspomnienia wydarzeń z 2013 kiedy to Seleka przechodziła w podobny sposób… Tworzono scenariusze wydarzeń, które miałyby się wydarzyć w nadchodzących dniach.

Przełomowy okazał się piątkowy poranek. W Bossembele doszło do starć między rebeliantami a FACA (wojsko narodowe). Wymiana ognia trwała, co najmniej 2-3 godziny. Ok 9: 00 dostałem wieści od proboszcza z Bossembele, Abbé Junior, że jest nieco spokojniej. W międzyczasie przez Boali przejechały samochody z żołnierzami. Wsparcie z Bangui dla oddziałów walczących w Bossembele. Były to odziały zagraniczne, z ONZ. Wśród nich Rosjanie i bardzo skuteczni Portugalczycy (do zadań specjalnych).

Mówi się, że Bossembele stanowi „czerwoną linię frontu”. To tam skupiają się bojówki rebeliantów, którzy wciąż czekają na wsparcie mające nadejść z okolicy. Tam również swoją linię frontu ustawili FACA wraz z MINUSCA, (czyli wojsko ONZ). Tam miałoby dojść do negocjacji.

Wraz z porannymi wydarzeniami z Bossembele Boali zaczęło wrzeć. Szkoły, które dotychczas działały, zamknięto. Rodzicie nie posłali swoich dzieci. Boją się. Coraz więcej domów pozostaje pustych, pozamykanych na cztery spusty. To, czego boją się mieszkańcy to nawet nie tyle przechodząca rebelia – najprawdopodobniej przejdą przez Boali bez wyrządzania wielkich szkód zamierzając udać do stolicy, – ale złodziei, którzy tę okazję wykorzystają by splądrować mieszkania. Na głównej ulicy wszystkie butiki i magazyny zostały opustoszone przez właścicieli. Nie było tak charakterystycznych dla Boali stoisk z pieczonymi rybami. Na targu widniały puste stoły i podesty. Ludzie siedzieli, stali, spacerowali wzdłuż drogi, wyglądając nadchodzących wydarzeń. Większość mieszkańców przeniosła swoje „skarby” w głąb miasteczka. Tam ufają nie dosięgnie ich widmo rebeliantów. Wszystko się zatrzymało. Stolarz, robiący ławki do naszych salek nie chce pracować, pracownicy mający zrobić zakupy w Bangui w celu dalszej budowy nie maja najmniejszej ochoty wytykać nosa, piekarnia zamknięta, piwa nie ma, muzyka nie wydobywa się z głośników. Nawet miejsca dystrybucji wody zostały pozamykane, co wydaje się totalnym szaleństwem! Jedynie, co było słychać to dyskutujące grupki zgromadzone przy drodze, dzwoniące telefony i rozmowy próbujące poszerzyć zasób naszej wiedzy na temat tego, co dzieje się w oddalonej 60km od nas miejscowości zaatakowanej przez rebeliantów. Co jakiś czas dochodziły nas dźwięki motorów bądź samochodów przejeżdżających przez Boali. Wśród nich kolumnady wojskowych ciężarówek MINUSCA, mające wesprzeć walczących w Bossembele. Ten widok nieco uspokoił serca Afrykańczyków.

Rodzi się pytanie, co to za rebelia. Brak nam pewnych informacji. Wiele jednak wskazuje, że Bozizé, kandydat na prezydenta, którego kandydatura została odrzucona z racji na wcześniejsze zbrodnie przeciw ludzkości, mimo oficjalnej zgody na odrzucenie jego kandydatury, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Zdaje się, że pozostali kontrkandydaci obecnego prezydenta, panu Bozizé przyklaskują a przynajmniej nie mają nic przeciwko jego zapędom.

Jeśli zaś chodzi o nas, to trwamy na posterunku. Póki, co nic wielkiego nie wydarzyło się w Boali. Ufamy, że rebelia zostanie zatrzymana w Bossembele i sprawa zakończy się pokojem, choć bardzo kruchym, to jednak pokojem.

W piątek i sobotę jednak Boali pozostało wyludniałe. Niektórzy zaczęli wracać z pól by zorientować się w sytuacji, ale były to pojedyncze osoby. Na niedzielę przewidziana była Msza Prymicyjna naszego brata, który został niedawno wyświęcony w Rafaï, a został przypisany do pracy w naszej wspólnocie – brat Oscar. Uroczystość się odbyła, jednak ludzi wiele nie przyszło. Powoli jednak mieszkańcy opuszczali pola, by wrócić do swoich domostw. Tak oto w poniedziałek większość aktywności została na nowo podjęta. Ludzie zaczęli sprzedawać kawę, ciastka. Mały komers znów się rozkręcał. Z nadzieją zaczęliśmy spoglądać na nadchodzący czas świąt. Niestety dziś, tj. 23 grudnia walki znów rozgorzały. Do konfrontacji dochodzi w różnych częściach kraju. O tym co dzieje się w naszej okolicy trudno w tej chwili wyrokować. U nas rebeliantów nie ma. Strzałów ani odgłosów ciężkiej broni nie słychać. Widzieliśmy natomiast wracających na pole walki Portugalczyków oraz inne wozy bojowe.

To wszystko sprawia że plany bożonarodzeniowych uroczystości chrzcielnych padły w gruzach. Nie wiadomo też czy na czas świąt spotkamy się z braćmi z Bimbo, którzy mieli do nas dotrzeć w wigilię. Jak to się ostatnio w dobie covidowej mówi… sytuacja jest dynamiczna.

Polecamy nasz kraj Waszej modlitwie! Jednocześnie chciałbym Wam złożyć życzenia.

Zatrzymuje mnie w tych dniach cisza która „wybrzmiewa” w Ewangeliach. Zachariasz pozostał niemy po spotkaniu z Aniołem. W ciszy przygotowywał się na narodziny Jana – który zwie się głosem Wołającego. Ta cisza sprzyja wewnętrznym rozmowom. Nade wszytsko z Bogiem. Zachariasz, który pozostał głuchy, zaczął bardziej słuchać Słowa. Zachariasz zaniemówiwszy, zaczął wylewać słowa przed Bogiem. Jego milczenie stało się pustynią gdzie będzie posługiwał jego syn. Ta cisza jednak, ku mojemu zaskoczeniu, bardzo mocno wiąże jego małżeńską komunię. Wspaniale rozumie się ze swoją żoną Elżbietą. Zwróćcie uwagę, że przy podawaniu imienia, Elżbieta pierwsza zabiera głos – będzie się nazywał Jan. Elżbiecie nie ostało objawione imię dziecka. Przynajmniej Ewangelia tego nie wspomina. Czy mówił jej o tym Zachariasz. Mówić nie mówił, bo nie potrafił. Może jej to napisał na tabliczce jak w ów dzień obrzezania. Czy jednak w żydowskiej rodzinie podejmowano w ogóle taki temat? Oczywistym było, że będzie się nazywał Zachariasz, po ojcu. Może to daleko idący wniosek, ale widzę że cisza w domu Zachariasza sprzyja harmonii serc domowników. Cisza między ludźmi jest zalążkiem najgłębszej komunii. Życzę Wam zatem, by odrobina ciszy zagościła w Waszych domach i stała się miejscem narodzenia Słowa.

--

Symeon   OFM